niedziela, 29 grudnia 2013

Miej mię za jaki chcesz instrument: przedąć, rozstroić mię potrafisz, ale zagrać na mnie- nigdy!

Tak bardzo chciałbyś poznać motywację zachowań ludzi wokoło. Dlaczego robią tak, a nie inaczej. Co skłania ich do podjęcia właśnie takich decyzji. Cóż takiego się stało, że są dokładnie tacy. A, nie wiedząc dlaczego, ciągle Ci się nie udaje.
Z pomocą może przyjść, jak w wielu innych przypadkach, literatura. To Szekspirowski Hamlet użył genialnego porównania dla wyjaśnienia swojej skrytości wobec bliskich. Poznanie człowieka porównał do poznania instrumentu muzycznego: Chciałbyś grać na mnie, wmawiasz sobie, że znasz mój mechanizm? Chciałbyś wyrwać ze mnie rdzeń mej tajemnicy, wycisnąć ze mnie całą skalę tonów, od najniższej nuty aż do dyszkantu; a w tym tu marnym instrumencie tyle jest głosu, tyle harmonii, jednakże nie możesz go skłonić do przemówienia. Cóż u kata! Czy sądzisz, że na mnie łatwiej zagrać niż na flecie?
Tylko ten, kto próbował nauczyć się grać na jakimkolwiek instrumencie, wie ile wymaga to pracy, wysiłku, wyrzeczeń. Jak często ma się dość i najchętniej zrezygnowałoby się
z ćwiczenia na rzecz słodkiego lenistwa. Trzeba nie lada uporu, by osiągnąć wysoki poziom gry, który zachwyci nawet tych, którym słoń na ucho nadepnął.
Jednak najwytrwalszym się uda. Z poznaniem człowieka jest trochę inaczej. Nie powstał on
z drewna czy blachy, ale z nieco bardziej wyszukanych materiałów. Posiada niesamowicie skomplikowany mechanizm, gdzie pomieściłoby się miliony tonacji. W ciągu chwili
z radosnego, durowego brzmienia potrafi potrafi przejść w melancholijny, molowy nastrój. Nawet najwybitniejszy muzyk nie zgłębi do końca jego tajemnicy.
Rozstroić człowieka też nie jest trudno. Czasem nawet najmniejszy błąd spowoduje brak harmonii. Tak, nie jest on idealny.Jednak widać w nim przebłysk geniuszu- imponuje on raczej swoją niezależnością.



Tytuł i cytat zaczerpnięte z Hamleta Williama Szekspira (Akt III, scena 2) 

wtorek, 17 grudnia 2013

Niemożliwe jest możliwe!

Nie dasz rady! Nie poradzisz sobie! Nie uda Ci się! Ile razy słyszałeś w swojej głowie takie słowa? Słowa okrutne, podcinające skrzydła, pozbawione nadziei. Przez które często rezygnowałeś z podjętych już zobowiązań z poczuciem, że to nie ma prawa skończyć się szczęśliwie.
Rezygnowałeś, bo wybrałeś złego doradcę. Niestety, zamiast wsłuchać się w szept, wolałeś wybrać krzyk. Nie wszedłeś wgłąb, wybrałeś drogę na skróty. Jasne, tak jest łatwiej, szybciej, bez stresu. Ale właśnie w taki sposób się przegrywa. Pół biedy, jeśli polegniesz
w bitwie. Gorzej, jeżeli przez swój brak wiary, przegrasz całe życie.
Tak, to właśnie brak wiary powoduje tak łatwą rezygnację z wydawać by się mogło niemożliwych rzeczy. A dokładniej to nie brak wiary, ale wiara w tego,w którego wierzyć nie powinieneś. Zaufałeś komuś, kto z całych sił chce Ci wmówić, że sobie nie poradzisz.
Że jesteś sam, mały i słaby. A Ty nie widząc nikogo wokoło, zaczynasz tak właśnie się  czuć.
Rzeczywiście, możesz nie dostrzegać w swoim otoczeniu ludzi, którzy byliby w stanie pomóc Ci pokonać Twój problem, sprostać wyzwaniu. I to wcale nie dlatego, że nie chcą.
Ale dlatego, że podobnie jak Ty są ludźmi.
A człowiek sam niewiele może zdziałać. Jest zbyt niecierpliwy, niewierny i słaby. Właśnie dlatego zawsze ma nad sobą Kogoś, kto będzie go przekonywał, że niemożliwe jest możliwe. Kogoś, kto jest z nim na dobre i na złe. Kogoś, kto nie obrazi się, gdy ten wybierze innego doradcę. Wręcz przeciwnie- nie obrazi się, a będzie wiernie czekał aż człowiek wreszcie przejrzy na oczy i raz na zawsze zapamięta Kto w jego życiu dokonuje cudów.
Dlatego nie bój się wątpliwości, nie lękaj się swojej osobistej bezradności. Jak najbardziej masz prawo tak właśnie się czuć. Tylko, w takich sytuacjach zastanów się kto może przyjść Ci z pomocą. Nie daj sobie wmówić, że nic już nie da się zrobić. Zawsze się da. Bo jest nad Tobą Ktoś, kto jest w stanie zrobić wszystko.

Inspiracja- http://www.youtube.com/watch?v=nCC9A4DVSeg



czwartek, 12 grudnia 2013

Dojrzałość nie wyraża się gotowością na śmierć za słuszną sprawę, ale pokornym życiem dla niej.

Znowu tyle wspaniałych koncertów się szykuje, tyle wyprzedaży w centrach handlowych,
a na koncie już niedługo pojawi się zastrzyk gotówki.Czy coś jeszcze trzeba tłumaczyć? Czy wnioski nie nasuwają się same?
Powinny. Ale, nie wiedząc czemu, nie przychodzą. A raczej przychodzą, jednak zupełnie inne i niespodziewane. Nie wiadomo jak i gdzie do głosu dochodzi zdrowy rozsądek, o którego istnienie jeszcze do niedawna się nie podejrzewałeś. Zaskakuje Cię to a nawet przeraża. Nie poznajesz siebie, co bez wątpienia rodzi niepokój w sercu. Ta sytuacja zmusza Cię do refleksji. Siadasz i dumasz...
W sumie to sporo się zmieniło. Odkryłeś nowe pasje, poznałeś innych ludzi, określiłeś swoje poglądy czy gusta. Nie wyobrażasz sobie, by wyjść na miasto w bluzie z kapturem, nie czytasz durnych pisemek, gdy w tle wygrywa disco polo. Czy w tym było coś złego, niestosownego? Nie. To było odpowiednie w odpowiednim momencie. On odszedł bezpowrotnie.
Dlatego dziś jest Ci  łatwiej wyobrazić sobie odkładanie grosz do grosza na samochód marzeń niż wydanie kilkuset złotych w jeden wieczór. To dlatego, mimo zmęczenia, przyswajasz wiedzę, by mogła ona zapewnić Ci w przyszłości lepszy byt. W końcu to dlatego, choć czasem masz dość, kurczowo trzymasz się swoich bliskich, bo wiesz, że bez nich nic nie wyjdzie.
Jednak pamiętaj, by w tym wszystkim nie zatracić swoich dzięciecych instynktów. Przecież to pierwszy resorak stał się zachętą do marzeń o kupnie prawidziwego auta. To na lalkach uczyłeś się jak zajmować się dziećmi. To w piaskownicy szlifowałeś swe umiejętności budowlane jak i kulinarne. Nigdy nie wymaż tego z pamięci. Czasy lat najmłodszych są niesamowitą lekcją. Bo jak mawia, może dziś zbyt często cytowany, Paulo Coelho: Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym
i domagać się- ze wszystkich sił- tego, czego pragnie.

środa, 4 grudnia 2013

Wielu trzy­ma się upar­cie raz ob­ra­nej dro­gi, lecz tyl­ko nieliczni dążą kon­sekwen­tnie do swe­go celu.

Trzeba podjąć decyzję. Koniec udawania, że sprawa sama się załatwi. Wybierasz opcję.
W mądrej książce czytasz, żeby swój wybór napisać na kartce. Podobno słowo pisane ma większą moc niż mówione. Kiedy coś przelejesz na papier, czujesz się za te słowa bardziej odpowiedzialny i podświadomie dążysz do ich realizacji.
Wybrałeś drogę, którą chcesz kroczyć. Brawo, to ważny krok do przodu. Tylko niestety nie rozumiesz, że samo nakreślenie trasy nie jest zdobyciem szczytu. By wejść na górę, najpierw trzeba się porządnie zmęczyć. Często mieć dość, umierać z wykończenia, poddawać się co minutę, a podnosić po dwóch. Wiadomo, do takiej eskapady trzeba się należycie przygotować. Poznać topografię terenu, zgromadzić mapy, znaleźć miejsce postoju
i odpoczynku, a wreszcie spakować niezbędny ekwipunek. Czasem te wszystkie czynności męczą bardziej niż późniejsze wchodzenie po stromym zboczu.
Może dlatego ich unikasz? Nie masz odwagi, by podjąć wyzwanie. Ale nie masz też odwagi, żeby zrezygnować z raz podjętej decyzji. Skoro złożyłeś pisemną deklarację, czujesz się zobowiązany w niej trwać. Nieważne, że z perspektywy czasu dostrzegasz coraz więcej przeszkód w realizacji zamierzenia. Dla Ciebie liczy się to, że jesteś wierny sam sobie.
Wierny, ale niekonsekwentny. Wybrałeś drogę, ale nie obrałeś sobie celu. Idziesz, ale nie wiesz gdzie i po co. Nie masz pojęcia co czeka Cię na końcu trasy. Bo sam tego końca nie określiłeś.
Tak, wyznaczenie celu nie jest łatwe. Nie dość, że to wielkie zobowiązanie, a więc
i odpowiedzialność, to jeszcze niesamowicie czasochłonne. Sam wybór nie wystarczy. Potrzebna jest także ogromna samodyscypilna, żeby sprawdzać jak wywiązujesz się z raz postawionego sobie zadania.
Dlatego usiądź raz jeszcze nad kartką, na której napisałeś obraną drogę. Zastanów się czy rzeczywiście jest ona dla Ciebie najlepsza. Nie upieraj się, jeśli w to nie wierzysz. Naprawdę, decyzję można zmienić. Jednak jeśli uważasz, że to była dobra decyzja, wyznacz sobie konkretną metę- szczyt, na którym chcesz wbić swoją flagę. A, no i zapisz ten cel. Przecież wtedy na pewno go osiągniesz, prawda?

sobota, 30 listopada 2013

Obyś był zimny albo gorący!

Obojętne! Cokolwiek. Wiesz przecież, co lubię. Jak często wypowiadasz te słowa... Gdy Pani w barze szybkiej obsługi prosi Cię o wybór napoju do zestawu, kiedy mama pyta co chciałbyś dostać na urodziny. Nie ułatwiasz zadania, wiesz?
Wiadomo, takie podejście jest łatwe. Zwalnia z myślenia, decyzyjności, a co za tym idzie, odpowiedzialności. W razie niepowodzenia zawsze masz na kogo zrzucić winę. Ty masz czyste ręce, głowę wolną od problemów. Wierzysz, że ludzie wokoło dokonają słusznych wyborów. Nie chodzisz do urny, nie wypowiadasz się na temat kontrowersyjnych kwestii.
Z tobą można porozmawiać co najwyżej o pogodzie, pod warunkiem, że masz ją stwierdzić, a nie ocenić. To już zbyt wiele. Po co się narażać?
Wszyscy wokoło widzą Twój problem, tylko nie Ty sam. A to jest w tym wszystkim najgorsze. Już lepiej byłoby, gdybyś zauważał co jest nie tak, a nie chciał tego zmienić. Zawsze jest nadzieja, że kiedyś przejrzysz na oczy. A taki marazm jest nie do przyjęcia. Nieświadomie zabijasz się dzień po dniu. Bo w dniu, w którym nie będziesz w stanie podjąć najmniejszej decyzji, umrzesz. Tak można nazwać całkowite zrezygnowanie z wolnej woli.
Nie masz pojęcia jak wielki to dar. Bóg dał Ci wolność podejmowania decyzji. Robiąc to wiedział, że nie zawsze będą one słuszne. Ale On nie stwarzał robotów, a Swoje podobieństwo- ludzi. Z miłości ofiarował coś, czego Ty nie dostrzegasz lub dostrzec nie chcesz. Ty widzisz tylko komfort siedzenia cicho. Jakież to bezpieczne!
Mylisz się. Nie zdajesz sobie sprawy jak wielkie zagrożenie stwarzasz dla samego siebie. Cegiełka po ciegiełce dokładasz powoli do swojego getta. Kiedy ukończysz budowę, będzie po wszystkim. Zostaniesz zamknięty pośród ludzi, bez możliwości wyjścia. Czeka Cię życie obok życia. A może raczej egzystencja? Jedzenie podstawią pod nos, władzę wybiorą, święta zorganizują. Ale dla Ciebie zabraknie w tym świecie miejsca. A najgorsze, że sam się go pozbawisz. To jedyna decyzja na jaką będzie Cię stać.


niedziela, 24 listopada 2013

Wy­rozu­miałość jest owo­cem zna­jomości włas­nych błędów.

Nie ma problemu, wszystko rozumiem. Tak bardzo bał się powiedzieć Ci, że znów nie znajdzie dla Ciebie czasu, a Ty przyjmujesz to tak spokojnie, chłodno, bez emocji. Jak nie dzisiaj to jutro. Nie ma się czym przejmować. Będzie chwila oddechu. Ty rozumiesz, ale on nie.
Jak możesz być taka opanowana? Dlaczego się nie obrażasz, nie strzelasz fochów, nie trzaskasz drzwiami? Takie zrozumienie jest chyba formą kary. Łatwiej byłoby kupić kwiaty na przeprosiny niż głowić się nad przyczyną Twego zachowania, które nie daje mu spokoju.
A może już Jej nie zależy? Na pewno uczucie już się wypaliło, zainteresowanie minęło i teraz już nic Ją nie wzrusza. Tak, to by wszystko tłumaczyło! I w jego głowie z prędkością światła buduje się cała wizja- koniec uczucia, emocjonalny chłód, nieuchronne rozstanie. Nie pozostaje nic innego jak zapytać samą zainteresowaną.
Nie, nie kochany. Sytuacja wcale nie jest taka oczywista. Może trudno Ci w to uwierzyć, ale wcale nie chodzi tutaj o brak zainteresowania. Wręcz przeciwnie. Tutaj ujawnia się nie brak, a obecność pewnej cechy. Tak pożądanej przez każdego człowieka, a tak trudnej do wypracowania.
Rzeczywiście, bycie wyrozumiałym do najłatwiejszych nie należy. Gdzież zrozumieć kogoś, kto w ostatniej chwili zmienia plany? Jak pogodzić się z nagłym brakiem czegoś, co już zostało obiecane? W jaki sposób wytłumaczyć sobie fakt, że ktoś może mieć inne ważne osoby w swoim życiu? Przecież od tego masz wolność słowa, by z niej korzystać. Masz prawo wykrzyczeć swoje niezadowolenie, dać do zrozumienia jak bardzo skrzywdzony się czujesz. Niby tak.
Takie niedojrzałe myślenie będzie Cię prześladować, dopóki sam nie zaczniesz nawalać. Kiedy raz, drugi, trzeci będziesz musiał odmówić, spóźnić się, wybrać między dwojgiem, wtedy nagle uświadomisz sobie jak to jest stać po drugiej stronie lustra. Jako ten, który musi się tłumaczyć. Ten, który ze strachem, ale i nadzieją czeka na zrozumienie. I jeśli sam nie będziesz straszył, nie będzie się czego bać.

czwartek, 21 listopada 2013

Niez­de­cydo­wanie jest naj­większą chorobą.

Tak wiele zadań, tak mało czasu. Sen przyszedł za późno, nie chciał szybko wypuścić Cię ze swych objęć. Już rano w Twoim planie stworzył się niemały poślizg, którego łatwo nadrobić się nie da. Szczególnie, gdy ujawni się jedna z Twoich niepożądanych w tym dniu cech.
Od czego zacząć? Co jest priorytetowe a co może poczekać? Co zajmie chwilę a co zabierze mnóstwo czasu i energii? Niewykonanie którego celu okaże się najmniej bolesne? Nie masz bladego pojęcia. Siadasz i myślisz. Wydaje Ci się, że myślisz. Tak naprawdę bezsensownie gapisz się w sufit, chyba z nadzieją, że nad Twoją głową zjawi się rada wprost z nieba. Nie zdajesz sobie sprawy ile trwa ten bezruch, który kradnie resztki czasu, minuta po minucie.
I zanim się obejrzysz, za oknem pojawia się jesienny zmierzch.
Twoje oczy robią się ogromne niczym satelitarne talerze. Panika ogarnia Cię od stóp do głów. Powinieneś zacząć działać. Zrobić cokolwiek. Wypełnić choć część założeń. Zmniejszyć wymiar kary. Ale Ty się poddajesz. Siadasz na elektrycznym krześle bez walki. Uważasz, że jest już za późno, by coś zmienić.
Skazałeś się, zanim usłyszałeś werdykt. Nie pomogłeś samemu sobie, choć naprawdę mogłeś. Tak, masz rację. Pewnych win zmazać się nie da. Zawaliłeś, nie podołałeś, zawiodłeś. Przyczyniło się do tego  niezdecydowanie, które ogarnia Cię zawsze, gdy masz zbyt wiele na głowie. Wtedy najprościej zacząć analizować, rozważać, układać sobie
w głowie plan działania. Nic bardziej mylnego! W takim momencie myślenie nic nie da. Trzeba działać! Od razu, bez zastanowienia. Większkość zadań jest na wczoraj. One są bezwzględne. Chcą być wykonane od zaraz.
Dlatego nie pozwól sobie usiąść tam, skąd już nigdy nie zejdziesz. Na samosąd jeszcze przyjdzie czas. Nigdy nie bądź dla siebie surowym sędzią. Ty masz siebie kochać i bronić do ostatniej kropli krwi jak adwokat, który bierze niebotyczne honorarium i potrafi szukać dowodów niewinności przestępcy. Zapomnij o rozkładzie na czynniki pierwsze. Brak decyzji jest najgorszą decyzją.



sobota, 16 listopada 2013

Co masz zrobić jutro, zrób wczoraj!

Ach, jak cudownie! Tak mało do zrobienia, a tak wiele czasu. Kochasz takie momenty. Nie musisz nigdzie biec z językiem na brodzie, nikt nie stoi nad Tobą ze stoperem w ręku. Masz komfort, który wydaje się być wręcz nierealny.
I niestety Cię rozleniwia. Czas przepływa Ci przez palce, a Ty nie widzisz żadnego postępu. Coś tam sobie pooglądasz, coś poklikasz, coś zasłyszysz. Zero konkretów. Same "cosie". Ale nie potrafisz ruszyć z miejsca, wyrwać się z marazmu. Przecież masz jeszcze tyle czasu. Nigdzie nie musisz się spieszyć. Jutro na pewno zrobisz wszystko, co czeka od dobrych kilku dni.
Jednak jutro przynosi niespodzianki. Niepostrzeżenie lista spraw do załatwienia wydłuża się. Punktów na liście przybywa, a Twoja twarz coraz bardziej zaczyna barwą przypominać świeżo zmieloną mąkę. Nie wiesz za co masz się zabrać. Priorytetów jest zbyt wiele, błahostek też całkiem sporo. Jak to posegregować? Jak wygrać walkę z zegarem?
Najłatwiej byłoby go zatrzymać. By na spokojnie, krok po kroku, zrealizować plan działania. Ale wskazówki nie chcą współpracować, uparcie poruszają się wybijając kolejne godziny.
A planu jak nie było, tak nie ma.
Dlaczego? Zbyt wiele czynników się nałożyło. Początkowo maleńkie sprawy, do załatwienia od ręki urosły do rangi problemów nie do przeskoczenia. Z prostej przyczny- rozsiały się szybciej niż chwasty w ogrodzie.
Tylko, że chwasty nie pojawiają się znikąd. Kiedy nie odwiedzasz swej plantacji regularnie, nie sprawdzasz jak rosną rośliny, nie dziw się, że pojawią się intruzy. Trzeba myśleć perspektywicznie. Nie z dnia na dzień. Z nadzieją, że wszystko uda się załatwić w ostatniej chwili. Nie łudź się, doba ma tylko 24 godziny.


czwartek, 7 listopada 2013

Można oczy zam­knąć na rzeczy­wis­tość, ale nie na wspomnienia.

Uffff. Wydaje Ci się, że masz to za sobą. Głowa wreszcie wolna, serce w miarę posklejane, mózg w końcu potrafi przestawić tryby. Minęło kilka miesięcy i powrócił spokój. Ukojenie przyniosła cisza w eterze. Tak sądzisz, dopóki znowu nie pojawiły się fale dźwiękowe, które przeszyły Cię na wskroś.
Wszystko się poplątało. Twój radioodbiornik zdążył już znaleźć inną stację. Taką, która
o wiele bardziej interesuje, gdzie nie pojawiają się zakłócenia, a prezentowana muzyka przepełniona jest nadzieją. Jesteś nią totalnie zauroczony, najchętniej nie przestawałbyś jej odbierać nawet przez chwilę. Nie masz co do tego żadnych wątpliwości. Nie masz, dopóki nie odezwała się tamta.
Odezwała się, choć nie miała do tego prawa. Dała znak życia, gdy to życie przestało Cię interesować. Zaczepiła, kiedy Ty powoli zapominałeś, że w ogóle istnieje. A właściwie tak Ci się wydawało. Wmówiłeś sobie, że to już Cię nie dotyczy. Ustawiłeś antenę tak, by blokowała dostęp dla niepożądanych fal. Starałeś się szerokim łukiem omijać miejsca, gdzie niechciana radiostacja mogłaby zabrzmieć. Nie szukałeś innej. Chciałeś przede wszystkim spokoju. A dostałeś o wiele więcej- trafiłeś na rynkową nowość, która zawładnęła Tobą
i pozwoliła uciec.
Tak, ucieczka to w tym przypadku dobre określenie. Wasze rozstanie nie było procesem. Nie stwierdziłeś po latach, że masz już dość monotoni na antenie. To stacja radiowa z dnia na dzień zrezygnowała z Ciebie, wiernego słuchacza. Bolało. Bardzo bolało. Wręcz rozsadzało od środka. Jednak nie udało się dociec co tak naprawdę się stało. Zaakceptowałeś wymijające odpowiedzi i zacisnąłeś zęby. A problem pozostał.
Aż wreszcie się ujawnił. W najmniej oczekiwanych momencie. Mogłeś go zignorować. Nic nie stało na przeszkodzie, kiedy radio znalazło nieodpowiednie fale, by znów zbiec. Jednak dawna magia zadziałała. Zatęskniłeś za dawno niesłyszanymi nutami, nie potrafiłeś im się oprzeć. Zasłuchałeś się i zanim się obejrzałeś zaczęło się ponowne przywiązywanie. W końcu to tak dobrze znana muzyka, którą ciężką usunąć z serca...
Nie łudź się, że kiedykolwiek zapomnisz. Coś, co mocno wryło się w psychice, zostaje tam na zawsze. Alzheimer nie przychodzi na zawołanie.

środa, 30 października 2013

Nic tak nie za­bija cza­su jak książka.

Odpływasz. Wsiadasz na przeogromny okręt i ruszasz na otwarte morze. Fale niosą Cię coraz dalej i dalej. Los Cię nie oszczędza- daje i wiry i sztormy. Mimo to, nie porzucasz swoich towarzyszy, jesteś im wierny aż do ostatniego zdania.
Takim właśnie statkiem jest książka. Dla prawdziwego korsarza nie trzeba wyjaśniać jak ważnym jest środkiem transportu. Wiadomo, dzisiejszy świat daje wiele innych opcji. Możesz latać w przestworzach, pędzić po autostradach, wsiąść w niesamowicie szybki pociąg. Jednak to droga na skróty. A skracając podróż, wiele z niej stracisz.
Nie ujrzysz sinoniebieskich wód oceanu, nie dostrzeżesz maleńkiej rybki pluskającej wokoło, nie zauważysz pełnobarwnych koralowych raf. Dla Ciebie będą to jedynie rozmazane obrazy widziane zza szyby nowoczesnego pojazdu. Ważniejsze staje się tempo, technologia, innowacyjne rozwiązania. Coraz rzadziej korzystasz ze spuścizny wcześniejszych pokoleń, chcąc tylko bardziej i bardziej zmieścić jak najwięcej informacji w jak najmniejszej pigułce.
Twoja wyobraźnia z dnia na dzień ma mniej do roboty. Skoro nie dostarczasz jej inspiracji, skąd ma czerpać energię? Twoje słownictwo ubożeje, a znajomość zasad pisowni woła
o pomstę do nieba. Nie znasz znaczenia wielu wyrazów, inne skracasz jak tylko się da. Postaci jeszcze do niedawna sztandarowe są dla Ciebie niczym UFO. Słyszałeś, ale nie do końca wierzysz, że istnieją. W końcu nie zadałeś sobie trudu, by poznać ich dzieła.
Powstaje jedno zasadnicze pytanie- skoro spłycasz wszystko jak tylko się da, byle tylko mieć więcej czasu, na co go poświęcasz? Na ciągłe odświeżanie strony, by zobaczyć najnowsze powiadomienia? Na oglądanie programów, które swoim poziomem fabularnym czy realizacyjnym wywołują w osobach wrażliwych dreszcze? Na gry komputerowe, które dzień po dniu powodują coraz większe odrealnienie w zamian oferując życie w wirtualnym świecie?
Jesteś wolnym człowiekiem. To przywilej i przekleństwo zarazem. Nikt nie kupi Ci biletu, rezerwacja nie zrobi się sama. To Ty decydujesz o tym czy wypłyniesz na pełne morze czy zostaniesz na brzegu. Czy podejmiesz wyzwanie  czy może po raz kolejny wybierzesz łatwiejszą opcję. Czy kiedyś będziesz mógł świecić przykładem czy raczej zamkniesz usta, bo nic mądrego nie przyjdzie Ci do głowy.

środa, 23 października 2013

Bo kto bieg­nie - zgi­nie dziś w biegu!

Padł sygnał, by ruszać. Falstartu nie było, można zaczynać. Dystans do pokonania jest długi, dlatego radzą Ci, byś rozsądnie rozkładał siły. Ale Ty nie słuchasz. Chcesz jak najszybciej dotrzeć do celu, pokonać wszystkich na torze. Wkładasz całe pokłady energii, szarpiesz się, nie zwracasz uwagi na meczącą kolkę. Przed oczyma masz metę, to o niej śniłeś i jej tak bardzo pragniesz.
Aż nagle przed Tobą zjawia się płotek do przeskoczenia. Nikt nie powiedział Ci, że to bieg
z przeszkodami? Ach, taki szczegół. Tyle, że Ty powoli opadasz z sił. Szaleńcze tempo kosztowało Cię mnóstwo zdrowia. Powoli zdajesz sobie sprawę, że doradcy mieli rację.
Życie jest długie. Nie możesz całej swojej mocy poświęcić w jednym momencie. Jeśli tak się stanie, nie dasz rady dalej brać udziału w walce o laur zwycięzcy. Kogoś, kto na koniec żywota z dumą w głosie wykrzyknie: Wygrałem! Kogoś, kto umiejętnie rozłożył siły, kto po drodze nie rozmieniał się na drobne.
Ktoś taki nie boi się przeszkód. Wie, że na torze spotka zarówno płoty jak i rowy z wodą. Jest przygotowany na ból, wywrotki, upadanie. Ale co ważniejsze jest gotowy, by wstać, otrzepać kolana i biec dalej.
Pamiętaj, życie nie jest sprintem, które skończy się zanim na dobre się zacznie. Celu nie ujrzysz na horyzoncie często przez długie lata. I jeśli nie zaakceptujesz takiego stanu rzeczy, będziesz mógł powtórzyć za tekstem piosenki: Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, bo wysiadam. Przez życie nie chce gnać bez tchu.* Niestety to nie jest takie łatwe. Rzeczywistość nie stanie w miejscu, nie zaakceptuje hibernacji.
Jedyne co możesz zrobić to zwolnić. Zebrać się w sobie i odnaleźć wewnętrzny hamulec. Zacząć rozglądać się wokoło, dostrzec innych biorących udział w zawodach. Obserwować ich i czerpać inspirację. Zauważyć jak oddychają, ile kroków zajmuje im dotarcie do kolejnej przeszkody, jak ją pokonują.
I wtedy uzmysłowisz sobie jak wiele do tej pory traciłeś. Jak bardzo rozmazany obraz rzeczywistości zakodował się w Twojej głowie. Ile cudownych osób i rzeczy nie dostrzegłeś mając na uwadze tylko jak najlepszy wynik. Ale co najważniejsze, przekonasz się, że dzięki zmniejszeniu tempa, jeszcze tak wiele przed Tobą!


* Anna Maria Jopek, Ja wysiadam

sobota, 19 października 2013

W po­myjach plo­tek naj­bar­dziej in­try­gująca jest krop­la prawdy.

Doskonale wiedzą co i jak. Z kim się spotykasz, co lubisz, kogo omijasz szerokim łukiem,
a może nawet co kryją Twe półki w wysłużonej lodówce. Jaki wywiad, Bond może się schować! Oczy szeroko otwarte, uszy nastawione niczym wojskowe radary, rejestrują co tylko się da. Gdyby nie jeden detal, byliby bez zarzutu.
Zdawałoby się mały szczegół, a jednak. Ich obserwacje, relacje, analizy nastawione są na szukanie sensacji. Nie zainteresują się sukcesami, nie dostrzegą pozytywów. To co złe lepiej się sprzedaje. Dokładnie tak. Przecież tak smakowitych kąsków nie można zostawić dla siebie. Przekazanie ich dalej traktują niejako jak swój obowiązek. Pytanie tylko czy przewidują konsekwencje?
A nie są one niczym dobrym. Wiadomo, człowiek jest tylko człowiekiem. Nie zawsze wszystko usłyszy, nie zawsze dobrze zasłyszane informacje zinterpretuje. I tak zanim zdążysz się spostrzec wokół Twej osoby wyrosną legendy. Jaki jesteś okropny, jak bardzo niszczysz innych wokoło, ile negatywnych cech można Ci przypisać. Nie, nie usłyszysz tego wprost. Nikt nie wykaże się cywilną odwagą, by zarzuty pod Twoim adresem wypowiedzieć głośno. Szepczą, poszturchują się na Twój widok. Tak, to ten! Ach, co za typ. Wiemy o Nim naprawdę wiele. Wiele złego.
Naprawdę? A skąd czerpią tę wiedzę? Co za pytanie, to przecież oczywiste. Sąsiad widział, znajomy usłyszał, pani sklepowa powtórzyła. Czy to nie jest wiarygodne? Skoro tyle osób ma podobne odczucia, nie mogą się mylić, prawda?
Mogą. A nawet więcej. Mylą się. Są w wielkim błędzie. Krzywdzą, oczerniają, szkodzą. Zachowują się niczym papugi- powtarzają bez wahania. Co więcej, dodając odrobinę od siebie. I tak oto rodzi się historia, która nie ma swojego odbicia w rzeczywistości. Opowieści wyssane z palca, tworzone czy to z nudy czy z podłości. Niby nic, lekkie podkolorowanie rzeczywistości. W życiu nie może być nudno, czyż nie? Trzeba troszkę namieszać.
Trzeba. Rutyna zabija człowieka. Należy szukać, tworzyć, inicjować, odkrywać. Ale nigdy kosztem drugiej istoty. Dlatego miast kolorować, poszukaj podstawowych barw. Dowiedz się jaki naprawdę jest ten ktoś obok. Ktoś, kogo może najłatwiej byłoby podrasować
i przedstawić w negatywnym świetle. Rzeczywiście, tak jest łatwiej. Ale prawda i dobro pośród wszechobecnego zła i zakłamania jest wartością nie do przecenienia.

poniedziałek, 14 października 2013

Do wy­gody jes­teśmy stworze­ni, do trud­ności mu­simy się przyzwyczajać.

Mięciuchne poduszki, cieplutka kołderka, budzi się dzień. Ach, jakże Ci dobrze! Kolejny leniwy weekend. Jak każdy inny- wiejący nudą, przepełniony nicnierobieniem, pełen bezsensu. Ale pozornie Ci to pasuje, jakoś nie ubolewasz nad obecnym stanem rzeczy. Spanie do południa, delektowanie się jakże aromatyczną małą czarną, oglądanie milionowego sezonu amerykańskiego serialu. A w ogóle można inaczej?
Dzwoni telefon. A tam, niech dzwoni. Ty jesteś pochłonięty losami Rebeki czy innej Jane- powie jak bardzo Go kocha czy przez następnych dwadzieścia odcinków będzie się miotać?! Ze złości podnosisz słuchawkę. Słyszysz głos swojej kumpeli, która ostatnio nie ma dla Ciebie czasu. Co za niespodzianka! Mówisz to z sarkazmem w głosie. Wreszcie sobie przypomniała o Twoim istnieniu, tak właśnie myślisz. Na dodatek proponuje spotkanie. Nie chce Ci się, marzyłeś o dniu w dresie, bez szykowania się gdziekolwiek. Cóż, niech wpada- dom ogarniesz w międzyczasie, wskoczysz w dżinsy, przeczeszesz czuprynę, chyba to nie tak wiele?
Kiedy przechodzi przez Twój próg, nie wiesz, że Twoje życie już nigdy nie będzie takie jak było jeszcze rano. Do domu nie weszła radosna osoba, ona jest rozradowana, przepełniona szczęściem, co widać, choć nie zdążyła jeszcze powiedzieć nic prócz słów powitania. Trochę sie Jej boisz, nie jesteś przyzwyczajony do takiego epatowania pozytywną energią. Od dawna w towarzystwie jesteś nazywanym nadwornym pesymistą, szukającym dziury w całym. Tacy też potrzebni, prawda?
Nieprawda. Tak samo jak nie jest prawdą, że każdy spędza wolny czas jak Ty. Inni dostrzegają opcje, chcą zrobić coś wiecej, a do tego nie dla siebie. Wstają nim słońce wzejdzie, zjedzą w biegu, kawę wypiją już zimną. I bynajmniej nie wywołuje w nich to frustracji. Są pełni życia, entuzjazmu, wiary. Nie chcą być sami, pragną tymi postawami zarażać innych.
Dziś jeden z ich wysłanników przybył do Ciebie. Powiedział o alternatywach. Pokazał, że jest coś poza wygodą. Że czasem pobudka wraz z pianiem koguta liczy się bardziej niż 12 godzin snu. Że głód fizyczny można zaspokoić później niż ten duchowy. Że warto żyć dla kogoś, nie czegoś.

niedziela, 6 października 2013

Życie jest ener­gią, nie trwa­niem, a ener­gia wyczer­pu­je się.

Młodość! Jakiż to cudowny czas w ludzkim życiu. Zdrowie dopisuje, sił jest tyle, że góry można przenosić, radość nie schodzi z twarzy. Taki stereotypowy obraz pojawia się przed oczami, gdy myślisz o dzieciach czy młodzieży. Często im zazdrościsz, chciałbyś cofnąć wskazówki biologicznego zegara. Podczas gdy on nieubłaganie mknie do przodu.
Idziesz ulicą. Dzień jak jeden z wielu. Poranna pobudka, kawa i świeżutka prasa, jak zwykle za mało czasu przed wyjściem do pracy. Jeszcze zaspany kroczysz po nierównym miejskim chodniku. Twój wzrok nagle zatrzymuje się na kilku wyrostkach siedzących na schodach przed jedną z podstawówek. Każdy z nich trzyma w ręku tableta czy innego smartfona, żaden nie patrzy na drugiego. Wszyscy mają co najmniej kilka kilogramów za dużo, bez wątpienia to bar szybkiej obsługi jest większą atrakcją niż pobliskie boisko. Na ich twarzach można dostrzec zniechęcenie, nudę, brak zainteresowania otaczającą ich rzeczywstością.
I wtedy przed oczyma staje Ci Twoje podwórko, najlepsi kumple, nierówne boisko będące jednocześnie osiedlowym parkingiem. Nie było ważne, że zimno doskwiera, nie miało znaczenia, że mama woła na obiad. Liczył się tylko mecz, nie można było zostawić kolegów w potrzebie. Do domu wracało się wyhasanym, wygłodniałym, ale przede wszystkim niesamowicie szczęśliwym. A jeśli do tego wygrało się na boisku, nawet zwykły obiad urastał do rangi prawdziwej uczty.
Co się stało, że minęło kilkanaście lat a wszystko tak diametralnie się pozmieniało? Priorytety się poprzestawiały, niedawne wartości straciły na znaczeniu, ustępując miejsca bardziej postępowym. Te rozmyślania towarzyszą Ci przez cały dzień. I w trakcie pracy,
i podczas lekkiego lunchu z najlepszym kumplem, a także gdy jak co tydzień grasz
z kumplami w kosza. Wracasz padnięty do domu, gdzie czeka na Ciebie obiad, który po wygranym meczu zjadasz z prędkością światła.
I wtedy to do Ciebie dociera. To nie jest wina czasów, postępu technologicznego, zmiany ustrojowej. Wszystko zależy od źródła energii. Wiadomo, życie nie stoi w miejscu. Ono niepostrzeżenie się wyczerpuje niczym bateria w wysłużonej nokii. Fajnie, jeśli szybko znajdziesz ładowarkę. Pamiętaj tylko o ważnym szczególe- nie każda będzie pasowała.
A jeśli nie będzie dobra, nie zapewni energii. Wtedy, nikomu nie przyda się komórka odmawiająca posłuszeństwa.
 Chyba nie chcesz wylądować na złomowisku?


poniedziałek, 30 września 2013

Człowiek, który umie żyć w har­mo­nii z sa­mym sobą, jest szczęśliwy.

Kilka dni poza domem. Świetny czas, w którym masz chwilę na przemyślenie i analizę swego żywota. Dochodzisz do wniosku, że pora na stworzenie konkretnego planu. Wypiszesz cele i dzień po dniu będziesz do nich dążyć. Wiadomo, nie od razu Kraków zbudowano.
Jednak jednej,a chyba największej przeszkody nie wziąłeś pod uwagę. Tak zwany pierwiastek ludzki znów dał o sobie znać. Wróciłeś do domu przepełniony entuzjazmem,
z nadzieją, że coś się zmieni, że będzie lepiej, że wreszcie będzie inaczej. W głowie ukladałeś akordy, które bez wątpienia złączą się w cudowną melodię. Przez moment stałeś się wizjonerskim kompozytorem z wybitnym dziełem zapisanym na pięciolinii. Niestety, konfrontacja z rzeczywistością do łatwych nie należała. Usłyszałeś kilka gorzkich słów. A co w tym wszystkim najsmutniejsze, one nie były wyssane z palca. Tak, mieli rację. Jesteś prowokatorem, tykającą bombą zegarową. Oczywiście, starasz się. Rzecz jasna, chcesz się zmienić. Ale nie wychodzi...
Szukasz winy wokoło. Sądzisz, że mimo Twoich najszczerszych chęci nic się nie stanie, jeśli Oni wiecznie będą stali Ci na drodze. Nie dość, że nie dostrzegają Swych przywar, to
i mojego życia nie dadzą zmienić?
 Przepełnia Cię gorycz. Zanim się obejrzałeś, słone kropelki spływają po policzkach. Zanosisz się płaczem, ledwo łapiesz dech. Tak bardzo rozczarowało Cię to spotkanie z najbliższymi.
Wiesz jaki popełniasz błąd? Rozpoczynasz w nieodpowiedniej kolejności. Rzecz jasna, brzmi banalnie. Nie bez przyczyny. Nie musisz szukać wyrafinowanych słów, dokładnie zaplanowanych sytuacji. Recepta jest prosta. Zacznij od siebie.
Kiedy popracujesz nad sobą, nikt nie będzie w stanie Cię zniszczyć, stłamsić, wyprowadzić
z równowagi. Gdy poczujesz harmonię wewnątrz siebie, zarazisz nią innych. Oni poczują jak bardzo poukładaną wewnętrznie osobę spotkali na swojej pokręconej ścieżce. Dostrzegą błysk w oku, entuzjazm i opanowanie, jakiego można pozazdrościć. Zazdrościć lub próbować naśladować. Będą słuchać Twych słynnych utworów lub sami skomponują wiekopomne arcydzieła.
Wybór należy do nich samych!

środa, 25 września 2013

Nieje­den bu­merang nie wra­ca. Wy­biera wolność.

Jak wielu ludzi wokoło! A czujesz się taki samotny. Desperacko szukasz swojego szczęścia, kogoś kto będzie tylko i wyłącznie Twój. Determinacja sięga zenitu i... udaje Ci się! Spotykasz bratnią duszę, którą rozumiesz bez słów, w której towarzystwie wszystko traci sens. Chcesz spędzać z Nią każdą wolną chwilę, pragniesz wiedzieć o Niej wszystko, dążysz, by mieć Ją na wyłączność. A Ona będąc pod ogromnym wrażeniem Twej osoby, początkowo tego nie dostrzega.
Jest Jej dobrze, nie czuje zagrożenia. Niepostrzeżenie budujesz niewidzalną klatkę, która coraz szybciej i szybciej zaczyna się materializować. Sytuacja zaczyna być podejrzana. Twoje Szczęście powoli odczuwa stal prętów, zmniejszoną ilość tlenu, uboższą dawkę światła. Próbuje sobie to tłumaczyć porą roku za oknem, ogólnym zmęczeniem materiału. Nie potrafi obwinić za ten stan rzeczy prawdziwego winowajcy. Zbyt mocno się zaangażowała, by nagle otworzyć oczy.
Takie zaślepienie łatwo nie zniknie. Ono trwa i ma się dobrze. Jesteś z siebie dumny, czyż nie? Cel zaczyna być widoczny- już niedługo będziesz miał Ją, gdy tylko o tym zamarzysz. Nie będzie przeszkody czasu, dystansu, ludzi. Idylla jest na wyciągnięcie ręki.
I wtedy brutalnie przekonujesz się o tym, że idealny stan musi się skończyć. Nic nie trwa wiecznie. Coś co dla Ciebie było wymarzone, dla Niej stało się katorgą. Wizja, którą tak pięknie zaprojektowałeś w swym umyśle oddala się zanim tak naprawdę zaistniała. Klapki na oczach odeszły i już nie wrócą.
Zabrałeś Jej tlen, pozbawiłeś promyków słońca, odebrałeś pokarm. Nie dziw się, że Ona to przerwała. Nie miej pretensji, że zawalczyła o siebie. Nie krytykuj za wybór, jakiego dokonała. Nie oceniaj. Spróbuj zrozumieć.
Bóg stworzył ludzi do życia w ogrodzie. Ok, praojcowie trochę to popaprali. Ale miejsce przeznaczenia człowieka się nie zmieniło. On potrzebuje przestrzeni, wiatru, ciepła. Bez tego umiera. A co najważniejsze pragnie czegoś, czego zdefiniować się nie da. Chce być wolny.

wtorek, 17 września 2013

Zaz­drość nie wie, co sen i po cichu zabija.

Żyjecie w symbiozie niczym morskie ukwiały i pustelniki. Jedno czerpie od drugiego, nie umiecie bez siebie istnieć. Ten wydawałoby się idealny stan nie trwa jednak wiecznie. Akwen, w którym żyjecie nie jest waszą własnością. Mimo obopólnej niechęci, wokoło zaczynają pojawiać się inne stworzenia.
Początkowo znosisz to godnie. Zauważasz, że nic się nie zmienia. Nadal patrzy na Ciebie tymi samymi maślanymi oczyma, wciąż w Tobie szuka ratunku. Ogarnia Cię błogi spokój, tracisz czujność. I przeciwnik to wykorzystuje.
Tak go nazwałeś. Uważasz go za wroga, rywala, oponenta. Robisz wszystko, by się go pozbyć. Jesteś gotowy na podjęcie naprawdę zdecydowanych kroków. Zaczynasz planować jak w niego uderzyć. Wyszukujesz słabych punktów, obserwujesz, przeprowadzasz szereg analiz. Przestajesz sypiać, szkoda Ci czasu na odpoczynek. Boisz się, że on uderzy pod osłoną nocy. Widzisz, że jest z Tobą coraz gorzej, zmęczenie coraz bardziej odciska swe piętno.
Aż pewnego dnia nie masz sił. Twoja bratnia dusza bardzo na tym cierpi. Przecież jesteście jak jeden organizm, gdy jedno z Was słabnie, drugie nie może przejść nad tym obojętnie. Ona koniecznie chce poznać powody Twego niedomagania. Ma przypuszczenia, ale nie chce w nie wierzyć. Czy On naprawdę może być tak głupi, by być o mnie zazdrosnym? O istotę, która bez niego umiera i której przez myśl nie przejdzie jakakolwiek nieuczciwość. 
Niestety kochany ukwiałku, Twa hipoteza jest słuszna. On umierał, po cichu, bez zbędnych fajerwerków. A robił to, bo opanowały go toksyczne emocje. Zazdrość nigdy nie jest dobrym doradcą. To ona powoduje, że ogromna świeczka uczucia z dnia na dzień stale traci wosk. Początkowo to strata kilku kropli, niezauważalna gołym okiem. Niestety, niepowstrzymana, w niedługim czasie pozostawi tylko ogarek. I minie sporo chwil nim pszczółki zapracują na nową świecę. Ale po cóż dokładać tym pracowitym owadom dodatkowej roboty? Dajcie im spokój i wierzcie w swoje ukwiały!

poniedziałek, 9 września 2013

Wokoło ludzie jacyś podobni...

Ach! Wstaje kolejny cudowny dzień. Wyskakujesz z łóżka z "bananem" na twarzy, pełen sił
i energii. Właściwie dlaczego? Pogoda nie do końca udana, nic szczególnego się nie wydarzyło. Ot, kolejny dzień wypełniony po brzegi pracą, spotkaniami, stresem. Mimo to radość nie daje za wygraną i przepełnia Cię od czubka głowy aż po stopy w niezbyt już nowych butach.
Wkraczasz do firmy pewnym krokiem, z dobrym słowem dla każdego mijanego człowieczka, mniej czy bardziej Ci znanego. Zastanawia Cię jak to się dzieje, że coraz częściej to oni witają Cię komplementem, żartem czy pozytywną opowiastką. Czym ja sobie zasłużyłem, że traktują mnie w tak dobry sposób? Skąd w nich ta energia, uśmiech, pasja?
Rozmyślasz nad tym przez kilka kolejnych dni. Nie daje Ci to spokoju, nurtuje, ciekawi, inspiruje. Staje się to swego rodzaju zagadką Sfinksa, którą z całych sił próbujesz rozwiązać. Nie jest Ci to jednak dane. Powoli kapitulujesz, z nutką nadziei, że może jednak kiedyś to odkryjesz. W sumie, to miłe, że ludzie są tacy sympatyczni, bez specjalnych Twych zasług. Widocznie bezinteresowność jeszcze istnieje.
Szaruga od kilku dni zapanowała nad miastem. Coraz trudniej maszerować w różowych okularach na nosie. Ale cóż, deszcz też się kiedyś wypada. W końcu parasol i kalosze też mają swoje powołanie, czyż nie? Slalomując między kałużami dostrzegasz w bramie małą dziewczynkę. Nie dałbyś jej więcej niż 10 lat. Jest przemoczona, zębami szczęka z zimna, ale co najgorsze jej buzia przepełniona jest smutkiem. Nie możesz na to patrzeć. Za rogiem miła staruszka sprzedaje małe bukieciki z polnych kwiatów. Biegniesz do niej, wybierasz najpiękniejszy i czym prędzej wracasz na miejsce, gdzie spotkałeś dziecko. Nie ruszyła się na krok, tylko dłonie pociera, by choć odrobinę się ogrzały.
Piękny kwiat dla pięknej istotki. Prócz tego dajesz jej banknot na jedzenie i ubranie. Nic wielkiego, dla Ciebie to godzina pracy, dla niej szansa na chwilę normlności. Już masz się odwrócić, gdy słyszysz cichutkie słowa: Jesteś prawdziwym czarodziejem. Zaczarowałeś moją rzeczywistość. Już nigdy nie będzie szara, brzydka, obdarta. Od dzisiaj jestem piękna. Dziękuję!
W końcu zrozumiałeś paradoks dotąd nierozumiany. Ludzie traktują Cię tak jak Ty ich. Są tacy jak Ty. Zachowują się adekwatnie do Twego zachowania. Stworzyłeś im świat pełen radości, optymizmu, nadziei. Nie dziw się, że zastęp czarodziejów się powiększa.

wtorek, 3 września 2013

Mowa jest srebrem, milczenie zaś złotem. Na pewno?

Trach. Kilka słów wypowiedzianych w przypływie gniewu. Inwektywy, których za moment będziesz żałował. Przekleństwa, które nie były potrzebne. Emocje, które buzują nie pod wpływem rozumu, a instynktu. Jesteś zwierzakiem. Tak, w ten jeden wieczór dzikość triumfuje.
Chyba nie jesteś do końca świadomy konsekwencji swego zachowania. Wydaje Ci się, że wystarczy ochłonąć, dać się ponownie zaszufladkować, zamknąć usta. Chcesz przeprosić, choć w sumie nie czujesz się specjalnie winny. Od niechcenia rzucasz jak Ci przykro, ale ona nie słucha. Nie potrafi zapomnieć tego złowieszczego spojrzenia,  popędliwego krzyku, nieposkromionej złości. Zamyka się, a dostęp do niej graniczy z cudem, niczym przebycie równoleżnika 38. Niestety dla Ciebie, postanawia milczeć, gdy Ty chcesz mówić, zamyka usta, gdy Ty je otwierasz, ignoruje, gdy Tobie zależy na uwadze.
Nie potrafisz tego pojąć. Chwila krzyku, o co tyle hałasu? Każdemu się może zdarzyć. Ale skoro Ona się nie odzywa, także i Ty milkniesz. Nie szukasz zgody, zaczynacie żyć obok siebie. Ty wychodzisz, ona wchodzi. Ona pije kawę, Ty parzysz herbatę. Trwacie w tym bezsensie nie wiadomo jak długo.
Aż pewnego dnia wychodzicie z domu w tym samym momencie. Dawno nie miało to miejsca. Ona sięga po płaszcz, ale jesteś szybszy. Zdejmujesz go z wieszaka i czekasz, by pomóc jej go założyć. Patrzy na Ciebie ze zdziwieniem, ale nie odmawia. Aż niepostrzeżenie, nie wiadomo skąd słyszysz: Przepraszam.
Nie rozumiesz jak to możliwe. Ty zawiniłeś a ona przeprasza? Przecież to jakaś kpina! Rozmyślasz nad tym cały dzień, aż nagle uświadamiasz sobie, że rozumiesz ją jak nikt inny. Wiesz, że żałuje tych cichych dni. Zdajesz sobie sprawę jak bardzo jej zależy. Ona umie ukryć swą dumę, byle tylko Cię odzyskać. Potrafi zapomnieć w imię większego dobra. Ona po prostu Cię kocha.
Dzięki tej sytuacji dostajesz naprawdę wielką lekcję życia. Już nigdy nie pozwolisz, by jakaś sprawa pozostała niewyjaśniona. Nie doprowadzisz do ciszy, gdy słowa są potrzebne.
A przede wszystkim nie dopuścisz, by w oczach ukochanej osoby choć przez chwilę być dziką bestią.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Ucha nad­sta­wiam, słucham jak gra. Mu­zyka we mnie - w mu­zyce ja.

Tekst piosenki może krzyczeć, mówić, szeptać, łechtać Twe ucho. Ma moc pobudzania do refleksji, potrafi dać kopa do działania, umie wprawić w stan totalnego odcięcia od rzeczywistości. A co najważniejsze potrafi oczyszczać, pomóc w zapomnieniu, dać ukojenie.
Wieczorny koncert, z lekkim poślizgiem wreszcie się zaczyna. Czekałeś na niego
z ogromnym zaciekawieniem. Nie znasz artysty, nie byłeś na żadnym jego występie. To nic. Twoja miłość do wibrujących w powietrzu dźwięków wystarczy. Pierwszy akord i już wiesz, że nic nigdy nie będzie takie samo. Brzmienie jest wyjątkowe, to kwestia niepodważalna. Ale tego wieczora nie chodzi tylko o takty.
Dzisiejszej nocy nuty mówią. Stają się przewodnikami, dobrze radzącymi mędrcami, przyjaciółmi. One znają każdą Twą ranę, widzą nawet najmniejszy smutek na twarzy. Są blisko, podskórnie odczuwasz ich obecność. Lekko muskają Twą skórę, łaskoczą,
aż w końcu nie dają Ci spokoju. Nie możesz ich zignorować, nie dadzą Ci po raz kolejny zostawić bólu w swym wnętrzu. To one ostatecznie decydują się, by Ci pomóc. Pewne swych racji wykrzykują: Choć czas leczyć chce, żadnych ran sam nie zagoi; robię dziwną rzecz, porzucam gniew, który chce mnie zniewolić.* Nie masz siły udawać, że Cię nie dotyka, że to jest ponad Tobą. Tak, mówicie o mnie! Jesteście zadowolone, że sprawiacie mi ból? 
Nie masz racji. One nie powodują bólu, one go uśmierzają. Kiedy do wnętrza Twych uszu dobiegł tekst tej piosenki, wiesz że nie możesz przejść obok tego obojętnie. Tak, one mają rację. Zlepek, wydawałoby się, przypadkowo dobranych nut i wyrazów zmienia Twój obraz rzeczywistości. Od tej chwili postrzegasz swoją sytuację inaczej. Przestajesz nienawidzić, kończysz z gniewem. Zdajesz sobie sprawę, że droga, którą do tej pory podążałeś była ślepą uliczką, chcącą Cię zgubić.
Katharsis. Bez wątpienia tak możesz określać tamten chłodny, letni wieczór. Moment,
w którym poznałeś charyzmatycznego muzyka, potrafiącego utożsamić się z Tobą do granic możliwości. Tak bardzo, że aż ciężko Ci w to wierzyć. Fakt, słyszałeś od wcześniejszych pokoleń o wykonawcach, którzy porywali tłum swoimi utworami, którzy w doskonały sposób ukazywali ówczesną rzeczywistość. Dziś wiesz, że w swojej epoce też masz kogoś takiego. Kogoś, kto wie czym jest zranienie, ból, samotność, brak miłości. Kogoś, kto poznał smak cierpienia. Kogoś, kto mimo to wstał.






*Słowa piosenki Zuzanna pochodzące z płyty Magda.leny Frączek Effatha! (http://magdalenafraczek.com/)

piątek, 23 sierpnia 2013

For­ty­fikacją człowieka jest je­go włas­ne poczu­cie wartości!

Co to lustro pokazuje? Grube uda, zbyt duży tyłek, krosty na twarzy, wiecznie buntujące się włosy?
Nie, ono odsłania odbicie samego Boga. Jego arcydzieło, największy skarb i obiekt troski. Kogoś kogo stworzył własnymi rękoma, wychuchał, zadbał o nawet najdrobniejeszy detal urody. Tak, On chciał i nadal pragnie Twojego szczęścia. On doskonale zdaje sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach wygląd ma znaczenie. Że by poczuć wartość, trzeba mieć miłą aparycję. Jednak będzie starał się przekonać, że to nieprawda.
W jaki sposób? W najprostszy z możliwych- ukaże Ci jak wiele już masz. Jesteś zdrowy, silny, pełen energii. Masz bliskich, ich wsparcie i zaufanie. To coś, czego niejeden może Ci pozazdrościć. Nos można poprawić, piersi powiększyć, ale przyjaciół sobie nie stworzysz. Wiadomo ciężko jest w to uwierzyć. Łatwiej by było, gdybyś miał kilka centymetrów więcej a kilka kilogramów mniej. A właśnie, że nie! Chodzi o to, byś nie szukał innej, wyidealizowanej odsłony własnego ja. Sęk w tym byś pokochał siebie takiego jakim jesteś, w tej rzeczywistości, która Cię otacza, wśród ludzi, którzy stanęli na Twojej drodze.
Zapytasz po co? Odpowiedź jest prosta i banalna- jeśli pokochasz siebie, łatwiej będzie komuś pokochać Ciebie. Jak możesz spodobać się komukolwiek, kiedy sam patrzysz na siebie z niesmakiem? Zapewne oglądasz czasem telewizję. W przerwie pomiędzy jedną
a drugą sceną serialu na pewno zetknąłeś się z "ukochanymi" przez wszystkich reklamami.
I czy zauważyłeś, by w chociaż jednej z nich pokazywano wady prezentowanego produktu? Pewnie, że nie. Tylko niespełna rozumu, by to zrobił. Czyli co jesteś chyba stuknięty, wiesz? Bo zamiast reklamować siebie jak tylko się da, pokazywać zarówno zalety swojego wyglądu jak i dodatnie cechy charakteru, Ty czynisz dokładnie odwrotnie. Pora, byś wziął młotek
w dłoń, walnął się porządnie i zaczął myśleć inaczej.
zaczynaj dzień od spojrzenia w lustrze. I nieważne czy jesteś zaspany, z workami pod oczami, skacowany- powiedz sobie, że jesteś piękny i cieszysz się na kolejny dzień w tym ciele, jakie masz! Uśmiechaj się nie tylko do ludzi wokoło, ale i do siebie! Dbaj o swoje potrzeby, pamiętaj, że należy Ci się chwila wytchnienia w trakcie codziennej gonitwy. Karm siebie pozytywną energią czy to z książek, filmów czy przede wszystkim od ludzi. Żyj!
I zapomnij o swoim rozmiarze XL. Słonie też są duże. A na każdym zdjęciu widać jak choćby kilka kropli wody dostarcza im radości. Wnioski wyciągnij sam.

A tu mała niespodzianka: http://fr.slideshare.net/Noever/hiszpaskie-natchnienia Na zdrowie!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Poczu­cie hu­moru by­wa cu­dow­nym fil­trem do znie­czu­lania smut­nej rzeczywistości.

Pajac! Po raz kolejny slyszysz padające w Twoim kierunku inwektywy. Znosisz niemiłe słowa, obraźliwe określenia. Ale nie to jest najgorsze. Najbardziej frustrujący dla Twoich przeciwników jest fakt, że słuchasz tego z uśmiechem od ucha do ucha.
Bezczelność? Nic bardziej mylnego. Nie naruszasz zasad dobrego smaku, nie śmiejesz się
z ludzi, którym należy się szacunek, nie kpisz z sacrum. Ty po prostu otrzymałeś z Góry dar, którego niektórym nigdy nie będzie dane poznać. Masz cechę, dzięki której porywasz tłumy, a jednocześnie kolekcjonujesz oponentów. Tym skarbem a jednoczesnym przekleństwem jest poczucie humoru.
Nie jeden raz napytałeś sobie biedy śmiejąc się wśród osób, które tego kompletnie nie rozumiały. Znasz dokładnie czym jest poczucie wyobcowania, gdy wokoło same "dinozaury". Tak, tak właśnie ich nazywasz. Po wycieczce w Parku Jurarskim upewniłeś się, że ta etykietka pasuje do nich jak ulał. Są takimi skostniałymi istotami, pozbawionymi ludzkich odruchów. Już dawno zapomnieli co to znaczy żyć, oni egzystują- majestatyczni, nieporuszeni nikim i niczym, dokładnie jak te kolosy z ery mezozoicznej.Nie wybuchają śmiechem na dźwięk dowcipu. Ze śmiertelną powagą odbierają ironię. Obrażają się, gdy robisz sobie z nich żarty. Nie znoszą lekkości bytu, dla nich wszystko jest poważne niczym muzyka wiedeńskich klasyków.
Ty jesteś dla nich kosmitą z odległej galaktyki. Kimś niepojętym, a przez to odrzucanym.
A może nawet kimś, kogo się boją? Masz własne zdanie, dystans do samego siebie, pogodę ducha. Coś, czego oni nigdy nie doświadczą. A może coś za czym tęsknią, czego pragną,
o czym śnią po nocach? Pokazujesz im, że bycie błaznem nie musi oznaczać czegoś pejoratywnego. Że poczucie humoru ułatwia życie, pomaga przeźyć trudne chwile bez snucia ponurych wizji. Wreszcie, że uśmiech odwzajemnia uśmiech.
Początkowo jesteś jedynym Stańczykiem na tym królewskim dworze Szarej Eminecji, zwanej życiem. Lecz Twoja determinacja i pragnienie uczynienia świata bardziej kolorowym powodują coś, co wydawało się niemożliwe. Postaci w czerwonych strojach z czapeczką
z trzema rogami zakończonym dzwoneczkami jest więcej i więcej.
Tak, dzięki Tobie ludzie uznali poczucie humoru za odskocznię od szarej rzeczywistości.

środa, 14 sierpnia 2013

Nigdy nie ufaj niczemu i nikomu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg.

Ufasz. Kochasz, więc zaufanie wydaje Ci się być czymś naturalnym. Takim dwupakiem,
z którego cieszysz się podczas wizyty w supermarkecie. Owocem promocji, wynikiem wyprzedaży. Wiesz, że obniżki często są tylko chwytem marketingowym, że
w rzeczywistości są dla Ciebie ofertą niekorzystną. Mimo to, co wiosnę i co jesień dajesz się ponieść chwili. Wpadasz w wir zakupów, nabywasz bez opamiętania. A po kilku tygodniach, przeglądając swoją szafę, nie możesz uwierzyć, jak byłeś naiwny.
I dokładnie tak samo jest z zaufaniem. Nie tylko do partnera. Nie ma sensu po raz kolejny rozwodzić się na temat związków i miłości. Zbyt wielu mędrców tego świata to robi. Zastanów się raczej nad zaufaniem do innych ludzi. Często niekoniecznie Ci bliskich. Masz doła, a tu na horyzoncie pojawia się znajomy. Znacie się z widzenia, rozmawialiście kilkakrotnie, przelotnie, na ulicy. I takiej osobie decydujesz się zwierzyć. Nie zastanawiasz się czy to odpowiedni moment, a przede wszystkim czy to godna zaufania osoba. Masz ogromne pragnienie kontaktu, wyżalenia się, wyrzucenia z siebie całej żółci. I robisz to. Jest Ci lżej, nieprawdaż?
Tylko nie pomyślałeś o konsekwencjach. O tym, że nie każdy człowiek jest uczciwy. O tym, że nie wszyscy są tak lojalni jak Ty. Że nie każdy umie trzymać język za zębami. Na swoje nieszczęście, na taką właśnie jednostkę trafiasz. Nie potrafił siedzieć cicho, gdy Ty liczyłeś na dyskrecję. Twoją tajemnicę przekazał dalej i to do ludzi, których przyjaciółmi nigdy byś nie nazwał. Nieświadom powagi sytuacji czy żądny sensacji? Jakie to ma teraz znaczenie.
O czymś intymnym wie teraz każdy wokoło.
Twój dwupak będzie Ci się odbijał czkawką. Oj, chyba ta kawa nie miała zbyt długiego terminu ważności. Ale co tam, najważniejsze, że była tania, czyż nie? A jednak nie. Zbyt długo musisz po niej cierpieć. Raz na całe życie zapamiętasz, że niewarto oszczędzać. Że trzeba stawiać na jakość.
I tak samo jest z zaufaniem. Nie "oszczędzaj", nie idź na skróty. Poczekaj na spotkanie
z osobą, która zamilknie, gdy będzie trzeba. Która Twój sekret potraktuje jak własną tajemnicę. Która nie okaże się leżącą zbyt długo w magazynie kawą, z której smak już dawno wywietrzał.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Tylko jedno złudzenie...

Patrząc z boku, masz naprawdę udane życie. Spokojne, bez górek i dołków, stabilne, bez strachu o to, co przyniesie nadchodzące jutro. Niejeden Ci zazdrości, wielu ma za złe, że powodzi Ci się lepiej. Po czasie staje się to dla Ciebie normą, nie dostrzegasz jak wielkim szczęściem zostałeś obdarzony. Ot, mam gdzie mieszkać, mam z kim, mam za co. Normalne, przecież każdy to ma, czyż nie? Właśnie nie. Tylko Ty jeszcze o tym nie wiesz. Żyjesz w swej bańce mydlanej, która powoli, lecz regularnie rośnie. A wiesz, że to nie jest dobry znak. Wiesz, jednakże odpychasz tę świadomość od siebie.
Bum! Bańka pękła. I tak była dzielna, długo się trzymała. Koniec, nie dała rady. I wiesz co? Niepotrzebnie stoisz w sklepowej kolejce po "Kropelkę". Fakt, to dobry produkt. Ale Twojej iluzji nie poskleja.
Iluzji? Jak śmiesz tak mówić? To było moje życie! Przepełnia Cię gorycz. Powoli dociera do Ciebie, że Twój dotychczasowy żywot mało miał do czynienia z prawdą. Tak, oszukiwał Cię. Może nieświadomie, może dla Twojego dobra. Ale kłamał.
I tylko to teraz potrafisz dostrzec. Zapomniałeś o spokoju jaki do tej pory Ci towarzyszył.
O spełnieniu jakie otrzymałeś. O ludziach, któtrzy są wokoło. Widzisz tylko siebie. Swój ból, swoją rozpacz, swoje rozczarowanie. Nie dostrzegasz, że może nie tylko Ty cierpisz.
Że on i owszem zrujnował to co było, ale jakieś "coś" było. Nie da się zepsuć czegoś, co nie istnieje. Skoro teraz jest źle, to znaczy, że było lepiej. A skoro kiedyś było, to znów być może. Rozumiesz?!
Nie wmawiaj sobie, że wszystko stracone. Że wszystko się skończyło, zniszczyło, rozpadło. Pójdź do parku i popatrz na dzieciaki puszczające mydlane bańki. Fakt, tworzą coś ulotnego, coś co musi się zepsuć. Ale gdy jedna bańka upadnie na chodnik i się rozbije, dziecko nie zrobi następnej? Wykona jedną, drugą i wiele, wiele więcej. Przyjrzyj się tym małym istotkom. One pokażą Ci jak masz pokierować swoim życiem.
Tak. Stwórz bańkę. Jasne, nie zapomnisz o starej. Nie zniknie z Twej pamięci obraz, gdy spadała ona na ziemię i rozbiła się z hukiem. Bo nie o to tu chodzi.
Zapomnieć się nie da, wybaczyć i owszem.

sobota, 3 sierpnia 2013

Ja tyl­ko wal­czę o siebie, ja tyl­ko nie chcę umierać, ja tyl­ko pragnę pokochać.

Nie tylko Ty, Jamesie Freyu. Piszesz o prawdzie uniwersalnej, ważnej jak woda stanowiąca 78 % naszego globu. Piszesz o czymś, co powinno stać się dewizą każdego człowieka. Dlaczego więc tak się nie dzieje? Skąd bierze się paraliżujący strach przed walką o swoje spełnienie?
To nie jest takie proste. Mówisz tak i zaczynasz w to wierzyć. I wiele osób wokoło przyzna Ci rację. Chciałbyś wziąć udział w boju o szczęście, ale coś Ci nie pozwala. Coś tak bardzo Cię ogranicza, wiąże ręcę, zamyka usta, plącze nogi. A cóż to takiego? Wpływy z zewnątrz.
Nie uda Ci się, musisz tak wiele zmienić, inaczej nikt nie będzie Cię chciał. Słyszysz to od kołyski. Przesiąkasz tą trującą ideologią, nie znając innej. To dlatego łatwiej Ci w nią wierzyć, przecież nie można żyć inaczej. Trzeba być potulnym jak cielę, cichym jak mysz pod miotłą, a nie upartym jak osioł. Ty nie możesz mieć własnego zdania, wizji swej przyszłości. To oni wiedzą co jest opłacalne, przyszłościowe, rozwijające. Oni wybierają drogi, Ty nawet nie masz okazji ujrzeć rozstajów. Ślepo wykonujesz misternie stworzony plan, łudząc się, że jest on pisany specjalnie dla Ciebie. Pocieszasz się, że każdy młody człowiek przeżywa to co Ty. Chce się odezwać, ale się boi.
Aż spotykasz kogoś, kto nie lęka się walczyć o swoje marzenia. Kogoś, kto nie jest śnietą rybą płynącą z prądem. Kogoś, kto buntuje się nie dla zasady, ale dla swojego dobra, po to, by kochać. Początkowo nie potrafisz się z nim porozumieć. Dobrze się Wam gada, ale macie inne podejście do życia. Ty widzisz grzyb atomowy, on twarz klauna (http://demotywatory.pl/25606/Punkt-widzenia). Dla niego niesubordynacja jest sposobem na życia, dla Ciebie abstrakcyjnym hasłem ze słownika. I taki stan utrzymuje się długo. On poznaje smak miłości, gorycz porażki, wszechogarniające uczucie samotności. On po prostu ŻYJE. Podczas gdy Ty prześlizgujesz się przez swój żywot, coraz bardziej nienawidząc swoją sytuację.
Kłócicie się, walczycie, toczycie bój. O Twoje szczęście. On chce pomóc, Ty nie wierzysz, że może. On ma nadzieję, Ty jesteś sceptykiem. On wierzy w Twoją determinację, Ty jej nie dostrzegasz.
Wszystko zmienia jedna ciepła noc. Gdy jesteście gotowi na rozmowę. Gdy po raz pierwszy nie odrzucasz gotowej recepty, jaką daje Ci przyjaciel. Kiedy postanawiasz zawalczyć
o siebie.
I teraz wszystko się zmieni. Nie od razu, nie łudź się. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu- zawsze to jakiś progres. Wierz, że to skończy się wiktorią. Wierz, że jesteś powołany do miłości. Wierz, że przyjaciół dostajesz od Boga, by ukazali Ci tę jaśniejszą stronę Księżyca.

wtorek, 30 lipca 2013

Po co?!

Angażujesz się, ufasz, oddajesz wszystko, co masz. Nie potrafisz wyciągnąć wniosków
z lekcji, jakie już dostałeś od życia. Przecież nieźle Ci ono już dokopało. I zamiast usiąść na tyłku i pokornie czekać na lepszy czas, Ty na siłę sam go szukasz. Sam nadstawiasz głowę pod topór kata. Niezły z Ciebie masochista, wiesz?
Krzyczysz, że to nieprawda, że się czepiają, że nie mają racji. Tym razem będzie inaczej, teraz to coś naprawdę poważnego. Przepełnia Cię nadzieja, banan nie schodzi z twarzy, energia rozpiera. Masz ochotę wyjść na ulicę w centrum miasta i wykrzyczeć jak bardzo jesteś szczęśliwy, spełniony, bla, bla, bla... I co, wierzysz, że to trwałe? Że jutro obudzisz się
i znowu będzie pięknie? Nic z tych rzeczy.
Budzisz się a za oknem znowu sypie śnieg. Zresztą jak przez ostatnie kilka dni. Gorąca herbata na rozgrzewkę, gruby szal, czapa na uszy i trzeba iść na podbój świata. Jednak Twoja determinacja skończy się wraz z nadejściem wieczora. Śnieg ustąpił miejsca deszczowi, a radość rozpaczy. Wszystko się skończyło, prysło jak bańka mydlana puszczana w ciepłe dni. Znów jesteś sam.
Nie umiesz się z tym pogodzić, każdy to dostrzega. Desperacko wierzysz, że ten rozbity wazon da się posklejać. Nie ma opcji, skorupy są zbyt drobne. Gruchnęło i to równo. Jedyne co pozostaje zrobić to poszukać szczotki zmiotki, a potem kosza na śmieci. Tak, Złotko. Miejsce Twych nadziei, pragnień, wiary jest teraz w śmietniku. Smutne, brutalne, ale niestety realne.
Pamiętaj, nie obwiniaj siebie. Na pewno nie byłeś kryształowy, nikt nie jest. Jednak nie próbuj zrobić z siebie kozła ofiarnego, na którego barkach ma znaleźć się cała wina. Nie! Ty kurczowo trzymałeś wazon, chroniłeś go przed zniszczeniem. Ty przykleiłeś mu uszko, gdy niezdarnie idąc zahaczyłeś i  odpadło od dzbanka. Wreszcie to Ty wlewałeś do niego wodę, by kwiatuszki nie zwiędły. Ok, czasem o tym zapomniałeś. Ale nie jesteś Perfekcyjną Panią Domu, jesteś człowiekiem, który pielęgnował uczucie jak tylko się dało.
Po co?! By usłyszeć dźwięk rozbijającego się szkła? By płakać nad czymś, co tak bardzo się kochało? By czuć ból, którego zagłuszyć się nie da, na który nie zadziała ani lek ani jakiekolwiek placebo?
Nie. Po to, by kiedyś dostać piękniejeszy wazon. Nie ze zwykłego, sodowego szkła. Ale
z pięknego kryształu, w którym odbijają się promienie słońca, tworząc harmonię barw.
I kiedyś patrząc na niego, jak stoi na stoliku wypełniony bukietem pachnących róż, stwierdzisz: Było warto.


piątek, 26 lipca 2013

Prawdziwe uczucie...

Kurczę, znowu zapomniano go podlać. Nie, no teraz to już na pewno uschnie, ile można żyć na takiej Saharze. Ale nie, on znowu naiwnie wierząc, że kiedyś sobie o nim przypomnisz, trwa. Ziemia zamienia się w skorupę, liście zieleń widziały jedynie za oknem, kwiaty nawet nie miały jak się rozwinąć. Ale on czeka, czeka i wierzy.
Jak to jest możliwe? Bo to kwiat dany w prezencie od przyjaciela. I przejął cechy pierwszego właściciela. Ślepo wierzy, ma nadzieję, jest cierpliwy. Zapomina o złych momentach, jak głupi cieszy się choćby z małej oznaki zainteresowania. Możesz nazywać go naiwniakiem, głupcem, ślepcem. Trafniej jednak będzie powiedzieć, że jest on owocem prawdziwego uczucia.
Bo przyjaźń takim właśnie uczuciem jest. Wiadomo, rodzina to podstawowa komórka życia społecznego, w której się rodzisz i socjalizujesz. Nie masz jednak wpływu na to czy urodzisz się w centrum Starego Kontynentu czy na azjatyckiej prowincji. To nie od Ciebie zależy status społeczny rodziców, wygląd rodzeństwa, geny dziadków. Są to tak zwane czynniki zdeterminowane odgórnie.
Żeby życie nie było takie smutne, Bóg dał Ci możliwość stworzenia drugiej, własnej rodziny. I nie musisz czekać do 18 urodzin, bo nie chodzi tu o ślub, dzieci i dom z ogródkiem. Dostałeś o wiele większy skarb- możesz wybierać sobie przyjaciół. W piaskownicy decydujesz czy zbudujesz zamek z tą dziewczynką w dwóch warkoczykach czy piegusem
z bloku obok. W przedszkolu wybierasz swój obiekt westchnień, którego obdarujesz pierwszym, niewinnym całusem. W szkole siądziesz w ławce z kujonem albo klasowym klaunem. To od Ciebie zależy czy będzie ich mnóstwo czy zostaniesz sam jak palec. Jesteś kowalem własnego losu.
Pomyśl sobie jak wielkie to dobrodziejstwo. Siostra Cię nie rozumie, masz przyjaciółę. Mama wrzeszczy, wyżalisz się kumplowi. Są obiektywni, bezstronni, pomocni. Tworzą wraz z Tobą taki równoległy świat, do którego krewni nie mają dostępu. I to nie dlatego, że tam nie pasują. A dlatego, że takie jest odwieczne prawo natury. Z rodziną wychodzisz dobrze tylko na zdjęciu. Z friendsami masz zdjęcia w trzech czwartych nienadające się do publikacji. Bo to z nimi przeżywasz chwile, których nie zapomnisz. I o których lepiej, by nie wiedzieli rodzice.

niedziela, 7 lipca 2013

Jedyny plan na życie- niczego nie planować!

Lista wydłuża się punkt po punkcie. Wtedy wyjdziesz za mąż, w tym czasie kupisz samochód marzeń, a mając tyle lat umrzesz. Spełniony i zadowolony ze swojej ziszczonej wizji. Przepełniony dumą, że Twój harmonogram uchronił Cię przed wieloma niepotrzebnymi skreśleniami, korektami, pomyłkami.
I wtedy ten przeszywający dźwięk budzika... Otwierasz oczy i powoli dochodzi do Ciebie smutna, aczkolwiek brutalna prawda- to był tylko sen.
Nierealna wizja, utopia, mrzonka. Nikt nigdy nie pomoże Ci wypełnić Twych skrupulatnie tworzonych założeń. Ale jak to? Czyli będą te tak bardzo niechciane defekty? Niestety, tak. Jednego dnia dotknie Cię choroba, która na kilka dni zamknie Cię w domu. Innego nawiedzi Cię okrutne odrzucenie, które zachwieje Twą wiarę w ludzkość. Jeszcze innego razu będziesz musiał zmierzyć się ze śmiercią, która zabierze kogoś, kto był dla Ciebie całym światem. Powoli Twoja starannie wykaligrafowana lista zacznie pokrywać się kolejnymi atramentowymi kleksami. Z marzenia pozbawionego rys pozostanie tylko wspomnienie...
Dobija Cię to. Nie potrafisz się z tym pogodzić. Nie umiesz zrozumieć. Za jakie grzechy? Kto i po co włazi z buciorami w Twe jakże uporządkowane życie? Wchodzi wgłąb jakby miał do tego prawo, dotyka najbardziej czułych punktów.Jest bezduszny! Powoduje zamęt
i cierpienie. Czy naprawdę na tym Mu zależy?
Nie. Wręcz przeciwnie. Osobą, która "psuje szyki" jest Pan Bóg. Jednak to Tobie wydaje się, że On nie ma prawa się angażować. Paradoks. Bo to właśnie On napisał scenariusz,
w którym Ty broisz ile masz tylko sił. Stworzył Go, zanim Ty zacząłeś Swe istnienie. Nie był on idealny. Nie miałeś być dzieckiem w czepku urodzonym, które wychowa się wśród bogaczy, a kończąc podstawówkę będzie poliglotą. Miałeś urodzić się w normalnej, kochającej się rodzinie, która z niecierpliwością oczekiwała Twego nadejścia. W miejscu, gdzie dowiedziałeś się czym jest radość, ale i łzy. Gdzie panowało zrozumienie, ale zdarzały się i "ciche dni". Tam, gdzie zakazy nie były po to, by je łamać, ale by uchronić Cię przed złem tego świata. Choć nie zawsze się dało.
Dlatego uwierz, że On wiedział i wie co robi. Zaufaj, że chce Twego szczęścia!
A wtedy długopis wypadnie Ci z rąk, bo już nie będzie potrzebny. Nie będziesz już chciał niczego zmieniać. Bo pewnych rzeczy zmieniać się nie powinno.

czwartek, 27 czerwca 2013

Lubisz mnie? On powiedział "nie". Myślisz że jestem ładna? - zapytała Znowu powiedział "nie". Zapytała więc jeszcze raz: "Jestem w twoim sercu?" powiedział "nie". Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś płakał za mną?" powiedział, że "nie". Smutne - pomyślała i odeszła. Złapał ją za rękę i powiedział: "Nie lubię cię, kocham cię. Dla mnie nie jesteś ładna, tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu, jesteś moim sercem. Nie płakałbym za tobą, tylko umarłbym z tęsknoty."

Taa jasne. W takie bajki to ja wierzyłam mając 3 latka, gdy Mamusia czytała mi na dobranoc
Taka miłość może spotkać Królewnę Śnieżkę, Kopciuszka czy bardziej współczesną nam Fionę, ale nie mnie! 

Śmiejesz się do rozpuku, jak w ogóle można umieszczać gdziekolwiek tak ckliwą i oderwaną od rzeczywistości historyjkę. I może jeszcze w nią wierzyć? Dobre sobie. W dzisiejszych czasach...

W dzisiejszych czasach. Moje ulubione stwierdzenie. Jak wielu rzeczy nie będzie dane doświadczyć współczesnym właśnie ze względu na "te czasy". Nie poznają modelu wielopokoleniowej rodziny, nie docenią piękna odręcznie napisanego listu, nie zachwycą się na widok zdjęcia w sepii, nie będą prawdziwie kochać. Czy na pewno? Czy musimy ich na to skazać? Czy nie możemy pokazać im jak wielką skarbnicą wiedzy mogą być nasi dziadkowie i jak wiele możemy od nich czerpać? Czy nie możemy wykaligrafować dla nich parę miłych słów i udowodnić im, że oczekiwanie na Pana Listonosza może być cudownym przeżyciem? Czy nie możemy im otworzyć starych albumów i pokazać, że zdjęcie może mieć duszę? Czy wreszcie nie możemy, na przekór wszystkiemu i wszystkim, ukazać piękna prawdziwej miłości, która istniała, istnieje i będzie istnieć?




poniedziałek, 17 czerwca 2013

Gdy oceniasz ludzi, nie masz czasu ich kochać.

Matka Teresa to była naprawdę życiowa kobieta. Jej słowa dobitnie pokazują zależności jakie często można zaobserwować w otaczającej Cię rzeczywistości, prawda? W świecie, gdzie bez żadnego wysiłku ludzie potrafią dostrzec, obserwować i, mniej lub bardziej prawdziwie, ocenić postępowanie innych. Przecież stojąc z boku więcej się widzi, czyż nie? Zauważa się wady, przywary, braki, niedociągnięcia, których jest tak wiele. Jacy Ci ludzie są ułomni, pełni niedociągnięć i złych stron.
Niepostrzeżenie wchodzisz w ślepą uliczkę. A oprócz tego, że prowadzi ona donikąd to jest tak pusta, że słyszysz tylko jak pośród śmietników, wypełnionych po brzegi, hula wiatr. Tak, jesteś na niej sam jak palec. Zastanawiasz się zapewne jak do tego doszło. Dlaczego na ulicy w centrum dużego miasta nie spotkasz choćby psa z kulawą nogą. Odpowiedź jest niebywale prosta. Sam jesteś tego przyczyną!
To Ty stworzyłeś tę enklawę, do której żaden śmiertelnik dotrzeć nie chce. Gdzie mur rośnie cegła po cegle, obrastany coraz gęstszym bluszczem. Gdzie pozytywne emocje wstępu nie mają. Ale jak to się stało? Jak udało Ci się je unieszkodliwić, zepchnąć na margines? Niestety, pogubiłeś się. W pewnym momencie za bardzo skupiłeś się na dostrzeganiu mankamentów zamiast dobrych stron. Ten za dużo mówi, tamten za głośno się śmieje, a tej to przydałoby się zrzucić parę kilo sadełka. I tak w mgnieniu oka stałeś się nadwornym krytykantem. Mówisz, że krytyka jest potrzebna. Racja, konstruktywna potrafi zdziałać cuda. Jednak ta w Twoim wykonaniu zakrawa na jawną obrazę! Tak bardzo Cię to pochłania, że nim się obejrzałeś, Twym ulubionym zajęciem stało się jak najbardziej bolesne wbicie komuś szpili między żebra. I to dlatego dookoła Ciebie rozciąga się pustka. Ludzie poukrywali się, by nie daj Boże się z Tobą nie zobaczyć. Bo poranne spotkanie popsułoby cały dzień, pogawędka w południe odebrałaby ochotę na obiad, a wieczorna wymiana zdań przeszkadzałaby w spokojnym śnie. Tak, może tego nie zauważasz, ale zaczynasz działać destrukcyjnie. Dlaczego?
Dzieję się tak, bo niestety zapomniałeś czym jest miłość. Uczucie, dzięki któremu dostrzegamy u ludzi ich dobre strony i mniej skupiamy się na wadach, Tobie stało się obce. Zasiałeś w sobie zatrute ziarno i minie sporo czasu nim wyplewisz te pragnące istnienia chwasty. Ale uda Ci się! Bo miłość zwycięża wszystko. Nawet starannie pielęgnowane zło. A może szczególnie je.

sobota, 8 czerwca 2013

Łat­wo ci zacho­wać twarz, gdy kil­ka na zmianę masz.

Ach, jakże pięknie jest w teatrze! Ogromna widownia z obitymi czerwoną satyną fotelami,  loże ponad ziemią,  cudowne oświetlenie, w którym każda twarz tak nieprawdopodobnie promienieje!
Ale to nie dla tych szczegółów wizualnych przychodzisz do tej świątyni sztuki. Często nawet nie przybywasz na spektakl, który ma zostać odegrany przed Twymi oczyma. Nie masz pojęcia co dzieję się wokół Ciebie, czym tak bardzo są zaaferowani siedzący wokół widzowie. Ty masz ukrytą motywację, by swój sobotni wieczór spędzić nie w którymś z popularnych w mieście klubów, lecz w wydawałoby się niemodnym dziś miejscu. Bo któż dziś chodzi do teatru? Starsi ludzie, nauczeni tej formy rozrywki i nieznający innych alternatyw lub zapaleńcy, którzy dążą do osiągnięcia prawdziwego katharsis. Nie zaliczasz się do jednych ani do drugich, dobrze o tym wiesz. A mimo to tam jesteś. Dlaczego? Uczysz się. Ale jak to? Nie w szkole, nie na uczelni, nie na kolejnym z bezsensownych kursów? A no nie. Żadne inne miejsce nie nauczy Cię grać lepiej niż teatr.
Grać... Bo tak traktujesz swoją egzystencję. Sądzisz, że takie postrzeganie rzeczywistości uchroni Cię przed nagłymi zwrotami akcji. Dlatego tak skrupulatnie piszesz scenariusz, nie zapominając o didaskaliach. Bowiem to w nich jest ukryty najważniejszy cel. Tam w najdrobniejszych szczegółach tworzysz swoje "twarze". Ta buzia jest dla rodziców, tamten uśmieszek dla przystojniaka z sąsiedniego bloku, ta minka grzecznego dziecka dla nauczycieli. Tasujesz nimi jak najznakomitszy krupier w jednym z kasyn w Las Vegas. Masz je dopracowane niemal do perfekcji, by żadna sytuacja nie była w stanie Cię zaskoczyć. Trwasz w takiej beztrosce długie lata, wierząc, że tak będzie wiecznie.
Aż w Twym wydawałoby się idealnym planie pojawia się przeszkoda. Poznajesz człowieka i od początku obdarzasz go dużym zaufaniem i sympatią. Masz przeczucie, że  może stać się naprawdę ważną osobą w Twoim życiu. Dzień po dniu oswajasz się z nim, przyzwyczajasz, poznajesz coraz głębsze zakamarki jego duszy. Czujesz, że znasz go tak dobrze, że mógłbyś pokusić się choćby o stworzenie jego biografii i to z naprawdę pikantnymi szczegółami.
Jednego deszczowego jesiennego poranka siedzisz jak zawsze przy kuchennym stole z rogalikiem w ręku, popijając kawę i czytając najświeższe wiadomości. Na pierwszej stronie widzisz zdjęcie swojego przyjaciela. Jednak... jest on podpisany innym imieniem i nazwiskiem. Dzwonisz do niego, by jakoś Ci to wytłumaczył, ale ochotę na rozmowę ma tylko jego automatyczna sekretarka. Przeprowadzasz prywatne śledztwo, które wyjawia szokującą prawdę. Człowiek, któremu tak ufałeś przez cały czas udawał kogoś innego. Jak on mógł mi to zrobić? Jak śmiał?
Próbujesz żyć dalej, choć nie umiesz się otrząsnąć po tym co Cię spotkało. W jeszcze większy szok wprawia Cię notatka, którą znajdujesz pewnego dnia na progu swojego domu: Wiesz dlaczego tak wszystko świetnie Ci się układa? Bo łatwo Ci zachować twarz, gdy kilka na zmianę masz. Teraz wiesz jak to być po tej drugiej stronie...
Nie po stronie kłamcy, a oszukiwanego. Nie po stronie zwycięzcy, a przegranego. Nie jako ciemiężyciel, ale ofiara.


piątek, 31 maja 2013

Chiński bambus

Nie bez powodu Paulo Coelho jest uwielbiany przez ludzi na całym świecie. Potrafią oni jednym tchem połykać jego książki, wiele przy tym czerpiąc. Daje on siłę do walki, motywację, by iść dalej, wiarę, że jutro będzie lepsze niż wczoraj. O jednym z jego dzieł można przeczytać: Niektóre książki są do czytania. "Alef" napędza do życia. Właśnie tam można spotkać historię... chińskiego bambusa. Sam autor, po przeczytaniu artykułu, nie dostrzega głębi jaką można z niego czerpać. 
Wsadzone do ziemi ziarenko tej rośliny [bambusa] przez pięć lat nie daje znaku życia. Nad ziemią pojawia się tylko nieduży pęd. Wszystko odbywa się pod ziemią, powstaje skomplikowany system korzeniowy, rozrastający się we wszystkie strony. Po pięciu latach bambusowy pęd wystrzela w górę, w krótkim czasie osiągając wysokość 25 metrów. Podsumowanie Coelho? Nudziarstwo.
Pewnie i Ty masz takie myśli. Wchodzisz na bloga, chcesz przeczytać coś inspirującego. W dzisiejszym świecie każda minuta jest cenna, a tu marnujesz czas na lekturę błahej historyjki. Nic z tego! Uwierz, że to nie są stracone chwile. Bo nawet z pozoru nudnej, nieistotnej, botanicznej ciekawostki można wyciągnąć wnioski, które pomogą spojrzeć inaczej na szarą rzeczywistość. 
Wychodzisz z inicjatywą, masz genialny plan, zaczynasz nowy etap życia. Przepełnia Cię entuzjazm, wiara bez granic, poczucie, że wszystko musi się udać. Nie widzisz żadnych przeszkód, siejesz i jesteś pewien szybkiego plonu. Aż tu nagle... Wskazówki zegara niepostrzeżenie się przesuwają, kartki z kalendarza zrywa wiatr, ludzie na placach odliczają sekundy dzielące ich do Nowego Roku. A dla Ciebie czas jakby stanął w miejscu. Starałeś się, poświęcałeś całego siebie, a efektów nie widać. Widzisz tylko maleńki zalążek, który nijak nie jest w stanie zastąpić spodziewanego ogromnego sukcesu. Powoli opuszcza Cię entuzjazm, tracisz wiarę, przeszkody się mnożą, opanowuje Cię zniechęcenie i marazm. Masz ochotę rzucić wszystko w diabły, zapomnieć o czymś, w co włożyłeś tyle serca. Jednak jakiś wewnętrzny głos szepcze: Nie poddawaj się! Choć trudno mu się przebić przez mur niewiary, cierpliwie Cię przekonuje. Cierpliwie! Bo właśnie tej cechy Ci brakuje. Chcesz mieć wszystko od zaraz, wręcz żądasz, by wszystko potoczyło się po Twojej myśli. Nie tędy droga. Naucz się czekać. Wspinaj się po drabinie, choć po dwóch przebytych szczeblach, spadasz o jeden. Przecież jest jakiś progres! Maleńki, frustrujący, ale istniejący! 
Aż pewnego dnia wstajesz z łóżka, o wiele później niż chciał tego budzik. Po co go słuchać, skoro mi się nie udaje? Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Koniec, szlus, finito. To co miało okazać się krokiem milowym, okazało się niewypałem. Idziesz do okna, z przeświadczeniem, że skoro nieszczęścia chodzą parami, ujrzysz ogrom chmur i lejący deszcz. Lecz za szybą rozciąga się niesamowity krajobraz. W promieniach słońca, w Twym ogrodzie widzisz kilkunastometrową roślinę. Tak! Gdy Ty wierzyłeś, ona rosła. Gdy przestałeś, ona nadal puszczała korzenie. Gdy miałeś dość, ona się ukazała. 
Ukazała się, byś zaufał. Dała Ci lekcję cierpliwości i pokory. Kiedy będziesz chciał się poddać z przeświadczeniem, że już nie może się udać, przypomnij sobie o chińskim bambusie. 
I trwaj, działaj, czekaj!

piątek, 24 maja 2013

Tęsknota, podobnie jak każda inna choroba, wymaga czasu, by się przełamać i zniknąć...

Takim optymistycznym stwierdzeniem pociesza szwedzka laureatka literackiej Nagrody Nobla. Z całych sił chcesz w to wierzyć, jednocześnie czując, że brzmi to jak pobożne życzenie. Uważasz swój ból za jedyny w swoim rodzaju i nie słuchasz, gdy przekonują Cię, że empatia w tym wypadku naprawdę jest możliwa. Jak oni w ogóle śmią sądzić, że rozumieją co ja czuję? Jak mogą być na tyle bezczelni?- chcesz wykrzyczeć tak głośno, by usłyszał Cię najmniejszy pełzający po tej ziemi robaczek. Możesz wrzeszczeć, ile tylko masz sił w płucach, ale to nic nie zmieni. Bo oni naprawdę mają rację. Wiedzą co teraz przeżywasz, a co więcej wiedzą, że to minie.
Salma Lagerloef nie bez kozery porównała tęsknotę do choroby. Chyba nie dało się tego trafniej skomentować. Wszystko zaczyna się niewinnie. Lekceważysz pierwsze symptomy, przekonujesz otoczenie, że masz się świetnie. Coś zaczyna zabijać Cię od środka, a Ty uparcie twierdzisz, że to nic takiego. Egzystujesz ostatkiem sił, ale nie chcesz szukać pomocy. Lekarz? To nic nie da! Jesteś pewny, że poleżysz kilka dni w łóżku i samo przejdzie. Brzmi znajomo? No tak, jakby dopadło Cię przeziębienie czy inna angina. Nie, tym razem to coś innego. Coś, co zaczyna się tak samo niespodziewanie i opanowuje Twoje ciało, osłabiając je dzień po dniu. A zwie się tęsknotą. Objawy? Gorączka rozpalająca do cna, łzawienie przechodzące w niemożliwy do opanowania płacz, drętwienie członków na myśl o osobie, której tak bardzo brak. Postępujący ból: głowy- od rozpamiętywania, oczu- od bezustannego łkania, nóg- od kilometrów przebytych, by zapomnieć, a przede wszystkim serca- od złamania, na które żaden gips nie nie poradzi. W takim razie co pomoże? Czas. Tak, te sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata. One przyniosą ukojenie, rozmyją wspomnienia, skasują zdjęcia, odczarują miejsca zaczarowane. Nikt nie powie Ci jak długo potrwa rekonwalescencja, kiedy poczujesz się w pełni zdrów. Wiedz jedno- to nie jest śmiertelna choroba! Z niej naprawdę można wyjść. Pigułką jest zegar, syropem cierpliwość, kroplami wiara. I by je zażyć nie musisz konsultować się z lekarzem lub farmaceutą. Zaufaj sercu. Lepszego doradcy nie znajdziesz.

środa, 15 maja 2013

Wszystko jest po coś

To już koniec! Twój świat runął i już nigdy nie będzie taki jak przedtem. Wszystko się zmieniło, chyba nawet kolejność barw tęczy i nuty w symfonii Beethovena. Nie wiesz co się dzieje wokół Ciebie, masz poczucie jak gdyby czas stanął w miejscu, a gdy ruszył szybko chciał nadrobić zaległości. I poprzestawiał każdą, nawet najmniejszą rzecz, nie oszczędził żadnego detalu....
Przepełnia Cię gorycz i zwątpienie, ogromna tęsknota do tego co było i już nie wróci. Nie wróci nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że tak będzie lepiej. Jak możesz być tak sarkastyczny?- zastanawiasz się z wyrzutem w głosie. Mi się życie skończyło, a Ty mówisz, że to dobrze? Mylisz się! Nic się nie skończyło, a wręcz przeciwnie, to dopiero początek nowej drogi. Może powykręcanej jak meandrująca rzeka i wyboistej jak "kocie łby", ale innej i niepowtarzalnej. Wiem, ciężko Ci w to uwierzyć. Nie rozumiesz dlaczego tak się stało, nie umiesz pogodzić się z nową sytuacją. Jesteś zły na Pana Boga, że dopuścił do takiej katastrofy, do tego, byś musiał zmienić swoje życiowe plany. Pytanie tylko czy naprawdę jest czego żałować. Czy nie lepiej jest uwierzyć, że zdobyłeś nowy bagaż doświadczeń, z którym bez wątpienia łatwiej Ci będzie podejmować decyzje w przyszłości. Wiesz już kogo i czego masz się wystrzegać, co w dłuższej perspektywie czasu może być dla Ciebie zgubne, a co przynieść korzyści. A co najcenniejsze spojrzałeś w głąb siebie i powoli znajdujesz swoje miejsce na tej planecie. W życiu nie ma przypadków, cierpiałeś, by móc poczuć czym jest prawdziwe szczęście. A ono nie przychodzi na skróty,  raczej preferuje objazdy. Ale pamiętaj- nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko jest po coś! Zmiany jak i straty są potrzebne. One pokazują na co musiałeś czekać i jak bardzo Twoje poprzednie życie różni się od tego nowego. Dzięki sytuacji pierwotnie odbieranej jako porażka docenisz czające się tuż za rogiem ogromne zwycięstwo. I z uśmiechem na twarzy wykrzyczysz z całych sił: To naprawdę miało sens!

czwartek, 9 maja 2013

Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam!

Kardynał Richelieu nie był postacią kryształową, ale ten cytat mu się udał, to fakt. Jednak trzeba go dobrze zinterpretować, byś nie stwierdził, że przyjaciele są osobami, które chciałbyś czy wręcz powinieneś usunąć ze swojego życia. To o kim właściwie mówi francuski doradca króla? O osobach, które pozornie wydają się być kimś bliskim i ważnym. Które szybko zaskarbiają sobie Twoje zaufanie, jednak niestety często, by potem wykorzystać to przeciw Tobie. Które są z Tobą, gdy jest dobrze, miło i przyjemnie, przy dźwięku lekkiej muzyki, rozmawiając o prozaicznych sprawach. A nikną, gdy w Twym życiu nastają chwile smutku, czas, gdy tak bardzo potrzebujesz czyjegoś ramienia, by poczuć obecność, wsparcie, zrozumienie. Nagle uświadamiasz sobie, że większość kontaktów w telefonie czy znajomych na portalach społecznościowych to ludzie, z którymi możesz pogadać o wszystkim i o niczym. Często przez krótki czas było Ci z nimi dobrze, żyłeś w iluzji, podążałeś za nimi jak dziecko we mgle, nieświadomie, z niepokojem w sercu, ale także z przekonaniem, że zawrócić się nie da. Nie masz racji! Mgła prędzej czy później musi opaść. I gdy zniknie, Twój rozum też się obudzi.Zdasz sobie sprawę jak bardzo dałeś się omamić, chłonąłeś jak gąbka rady "życzliwych", którzy często wcale nie chcieli Twojego dobra. Byłeś dla nich atrakcyjny, dopóki mówiłeś jak oni, dopóki nie pokazałeś swojego "ja". Dlaczego? Bo oni się go boją. Tak bardzo lękają się jednostek, które są gotowe mieć własne zdanie, które nie boją się sprzeciwić zasadom niezgodnym z ich kręgosłupem moralnym. Kręgosłup moralny a co to takiego?- pytają Ci biedacy. Zatracili się w beztroskim życiu, zapomnieli o priorytetach przekazanych im w procesie socjalizacji. Stali się głusi na uwagi ze strony ludzi, dla których liczy się coś więcej niż "life for fun". Są gorsi od wrogów. Ale jak to? - ciśnie Ci się na usta. Przecież spędzali ze mną czas, rozmawiali, bawili się, śmiali się do rozpuku. Masz rację. A kiedy zapytali Cię co czujesz, jakie są Twoje marzenia, co jest dla Ciebie ważne, w co wierzysz, kim jesteś? Ile razy poruszyli temat głębszy od tego gdzie pójdziecie na imprezę a po niej z uśmiechem na twarzy debatowali kto, z kim i dlaczego? Takie momenty zapewne mógłbyś zliczyć na palcach jednej ręki. I nic w tym dziwnego. Te postaci nie zjawiły się przy Tobie, by dać Ci wsparcie, okazję do głębokich rozmyślań czy wartościowych dyskusji. Oni zjawili się na Twojej drodze, by pokazać Ci kogo powinieneś się wystrzegać. A przede wszystkim mieli o wiele ważniejszą misję. To właśnie dzięki nim i ich iluzorycznemu szczęściu zdałeś sobie sprawę kto jest w życiu ważny. Ludzie, którzy będą na Ciebie czekać, aż przestaniesz gonić za tym, co masz i przyjmą Cię z szeroko otwartymi ramionami.
A zwani są oni prawdziwymi przyjaciółmi.

sobota, 4 maja 2013

Skoro chce Ci się pić, musi istnieć woda!

Człowiek jest istotą zadziwiającą. Żaden inny gatunek na naszej cudnej planecie nie komplikuje sobie egzystencji tak jak homo sapiens. W końcu mamy zdolność do analitycznego myślenia możesz powiedzieć, by bronić bezsensowną walkę z wiatrakami prowadzoną nie tylko przez błędnego rycerza z La Manchy. Co racja, to racja- ponad kilogram mózgu zobowiązuje. Tylko dlaczego nie umiesz spożytkować tego bezcennego daru, by cieszyć się tym, co Cię otacza? Dlaczego sam rzucasz sobie kłody pod nogi? Podczas gdy tak naprawdę jedyną rzeczą, której musisz unikać jak ognia jest iluzja, że istnieją przeszkody, które uniemożliwiają Ci osiągnięcie prawdziwego szczęścia. Spróbuj wyłączyć na moment myślenie, poczuj to co Cię otacza. Wsłuchaj się w swoje potrzeby, w niewypowiedziane pragnienia, ukryte nadzieje. Tak bardzo chcesz je spełnić i jednocześnie w tak przekonujący sposób wmawiasz sobie, że Ci się nie uda. Szukasz dziury w całym, chcesz przesiać przez sito każde ziarenko piasku na pustyni, bezustannie starasz się zliczyć gwiazdy na niebie. Tracisz czas, wiesz o tym? Maleńkie sekundy uciekają i już nigdy nie przybiegną do Ciebie. Będziesz je wołał, a odpowie Ci tylko bezduszne echo minionych chwil. Będziesz za nimi tęsknił jak za pluszowym misiem z oderwanym uszkiem, do którego wtulałeś się w najciemniejszą noc. Będziesz o nich pamiętał, gdy one już dawno o Tobie zapomną. A wiesz dlaczego? Bo one zostały stworzone po coś więcej. Nie umieją pogodzić się ze swoją epizodyczną rolą w Twoim jakże cennym życiu. Uciekły, bo mają cichą nadzieję, że ich siostry potraktujesz inaczej. Nauczony doświadczeniem docenisz wartość nawet najkrótszych chwil. Pozostawiony samemu sobie zaczniesz odkrywać wartość każdej, nawet mikroskopijnej radości. Przestaniesz żyć w swoim wyimaginowanym świecie, gdzie wmówiłeś sobie, że szczęście jest czymś nieosiągalnym. Ten zimny prysznic oprócz prawdziwej ochłody ukaże Ci z pozoru banalną prawdę. Jeżeli tak desperacko pragniesz być szczęśliwym, to musi być to możliwe! Nic nie dzieje się bez przyczyny, nikt nie żyje bez sensu. Róża ma zachwycać, bobry budować żeremia, a Ty.... cieszyć się życiem! Pesymistyczne To nie takie proste ciska Ci się na usta. Ale dlaczego? Bo znowu włączyłeś swój racjonalizm. Tylko po co, skoro to takie proste. Dostrzegasz sens w "powołaniu" kwiatu czy zwierzęcia, zauważ także swoje przeznaczenie do życia w szczęściu. A jeśli znów rozum zacznie przekonywać do swoich racji, zatkaj uszy. I zamiast czarnych wizji choć na chwilę przed oczami stanie Ci obraz idylli mieniącej się całą paletą barw. Jak długo będzie trwała? To zależy tylko od Ciebie!