Ale to nie dla tych szczegółów wizualnych przychodzisz do tej świątyni sztuki. Często nawet nie przybywasz na spektakl, który ma zostać odegrany przed Twymi oczyma. Nie masz pojęcia co dzieję się wokół Ciebie, czym tak bardzo są zaaferowani siedzący wokół widzowie. Ty masz ukrytą motywację, by swój sobotni wieczór spędzić nie w którymś z popularnych w mieście klubów, lecz w wydawałoby się niemodnym dziś miejscu. Bo któż dziś chodzi do teatru? Starsi ludzie, nauczeni tej formy rozrywki i nieznający innych alternatyw lub zapaleńcy, którzy dążą do osiągnięcia prawdziwego katharsis. Nie zaliczasz się do jednych ani do drugich, dobrze o tym wiesz. A mimo to tam jesteś. Dlaczego? Uczysz się. Ale jak to? Nie w szkole, nie na uczelni, nie na kolejnym z bezsensownych kursów? A no nie. Żadne inne miejsce nie nauczy Cię grać lepiej niż teatr.
Grać... Bo tak traktujesz swoją egzystencję. Sądzisz, że takie postrzeganie rzeczywistości uchroni Cię przed nagłymi zwrotami akcji. Dlatego tak skrupulatnie piszesz scenariusz, nie zapominając o didaskaliach. Bowiem to w nich jest ukryty najważniejszy cel. Tam w najdrobniejszych szczegółach tworzysz swoje "twarze". Ta buzia jest dla rodziców, tamten uśmieszek dla przystojniaka z sąsiedniego bloku, ta minka grzecznego dziecka dla nauczycieli. Tasujesz nimi jak najznakomitszy krupier w jednym z kasyn w Las Vegas. Masz je dopracowane niemal do perfekcji, by żadna sytuacja nie była w stanie Cię zaskoczyć. Trwasz w takiej beztrosce długie lata, wierząc, że tak będzie wiecznie.
Aż w Twym wydawałoby się idealnym planie pojawia się przeszkoda. Poznajesz człowieka i od początku obdarzasz go dużym zaufaniem i sympatią. Masz przeczucie, że może stać się naprawdę ważną osobą w Twoim życiu. Dzień po dniu oswajasz się z nim, przyzwyczajasz, poznajesz coraz głębsze zakamarki jego duszy. Czujesz, że znasz go tak dobrze, że mógłbyś pokusić się choćby o stworzenie jego biografii i to z naprawdę pikantnymi szczegółami.
Jednego deszczowego jesiennego poranka siedzisz jak zawsze przy kuchennym stole z rogalikiem w ręku, popijając kawę i czytając najświeższe wiadomości. Na pierwszej stronie widzisz zdjęcie swojego przyjaciela. Jednak... jest on podpisany innym imieniem i nazwiskiem. Dzwonisz do niego, by jakoś Ci to wytłumaczył, ale ochotę na rozmowę ma tylko jego automatyczna sekretarka. Przeprowadzasz prywatne śledztwo, które wyjawia szokującą prawdę. Człowiek, któremu tak ufałeś przez cały czas udawał kogoś innego. Jak on mógł mi to zrobić? Jak śmiał?
Próbujesz żyć dalej, choć nie umiesz się otrząsnąć po tym co Cię spotkało. W jeszcze większy szok wprawia Cię notatka, którą znajdujesz pewnego dnia na progu swojego domu: Wiesz dlaczego tak wszystko świetnie Ci się układa? Bo łatwo Ci zachować twarz, gdy kilka na zmianę masz. Teraz wiesz jak to być po tej drugiej stronie...
Nie po stronie kłamcy, a oszukiwanego. Nie po stronie zwycięzcy, a przegranego. Nie jako ciemiężyciel, ale ofiara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz