czwartek, 29 sierpnia 2013

Ucha nad­sta­wiam, słucham jak gra. Mu­zyka we mnie - w mu­zyce ja.

Tekst piosenki może krzyczeć, mówić, szeptać, łechtać Twe ucho. Ma moc pobudzania do refleksji, potrafi dać kopa do działania, umie wprawić w stan totalnego odcięcia od rzeczywistości. A co najważniejsze potrafi oczyszczać, pomóc w zapomnieniu, dać ukojenie.
Wieczorny koncert, z lekkim poślizgiem wreszcie się zaczyna. Czekałeś na niego
z ogromnym zaciekawieniem. Nie znasz artysty, nie byłeś na żadnym jego występie. To nic. Twoja miłość do wibrujących w powietrzu dźwięków wystarczy. Pierwszy akord i już wiesz, że nic nigdy nie będzie takie samo. Brzmienie jest wyjątkowe, to kwestia niepodważalna. Ale tego wieczora nie chodzi tylko o takty.
Dzisiejszej nocy nuty mówią. Stają się przewodnikami, dobrze radzącymi mędrcami, przyjaciółmi. One znają każdą Twą ranę, widzą nawet najmniejszy smutek na twarzy. Są blisko, podskórnie odczuwasz ich obecność. Lekko muskają Twą skórę, łaskoczą,
aż w końcu nie dają Ci spokoju. Nie możesz ich zignorować, nie dadzą Ci po raz kolejny zostawić bólu w swym wnętrzu. To one ostatecznie decydują się, by Ci pomóc. Pewne swych racji wykrzykują: Choć czas leczyć chce, żadnych ran sam nie zagoi; robię dziwną rzecz, porzucam gniew, który chce mnie zniewolić.* Nie masz siły udawać, że Cię nie dotyka, że to jest ponad Tobą. Tak, mówicie o mnie! Jesteście zadowolone, że sprawiacie mi ból? 
Nie masz racji. One nie powodują bólu, one go uśmierzają. Kiedy do wnętrza Twych uszu dobiegł tekst tej piosenki, wiesz że nie możesz przejść obok tego obojętnie. Tak, one mają rację. Zlepek, wydawałoby się, przypadkowo dobranych nut i wyrazów zmienia Twój obraz rzeczywistości. Od tej chwili postrzegasz swoją sytuację inaczej. Przestajesz nienawidzić, kończysz z gniewem. Zdajesz sobie sprawę, że droga, którą do tej pory podążałeś była ślepą uliczką, chcącą Cię zgubić.
Katharsis. Bez wątpienia tak możesz określać tamten chłodny, letni wieczór. Moment,
w którym poznałeś charyzmatycznego muzyka, potrafiącego utożsamić się z Tobą do granic możliwości. Tak bardzo, że aż ciężko Ci w to wierzyć. Fakt, słyszałeś od wcześniejszych pokoleń o wykonawcach, którzy porywali tłum swoimi utworami, którzy w doskonały sposób ukazywali ówczesną rzeczywistość. Dziś wiesz, że w swojej epoce też masz kogoś takiego. Kogoś, kto wie czym jest zranienie, ból, samotność, brak miłości. Kogoś, kto poznał smak cierpienia. Kogoś, kto mimo to wstał.






*Słowa piosenki Zuzanna pochodzące z płyty Magda.leny Frączek Effatha! (http://magdalenafraczek.com/)

piątek, 23 sierpnia 2013

For­ty­fikacją człowieka jest je­go włas­ne poczu­cie wartości!

Co to lustro pokazuje? Grube uda, zbyt duży tyłek, krosty na twarzy, wiecznie buntujące się włosy?
Nie, ono odsłania odbicie samego Boga. Jego arcydzieło, największy skarb i obiekt troski. Kogoś kogo stworzył własnymi rękoma, wychuchał, zadbał o nawet najdrobniejeszy detal urody. Tak, On chciał i nadal pragnie Twojego szczęścia. On doskonale zdaje sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach wygląd ma znaczenie. Że by poczuć wartość, trzeba mieć miłą aparycję. Jednak będzie starał się przekonać, że to nieprawda.
W jaki sposób? W najprostszy z możliwych- ukaże Ci jak wiele już masz. Jesteś zdrowy, silny, pełen energii. Masz bliskich, ich wsparcie i zaufanie. To coś, czego niejeden może Ci pozazdrościć. Nos można poprawić, piersi powiększyć, ale przyjaciół sobie nie stworzysz. Wiadomo ciężko jest w to uwierzyć. Łatwiej by było, gdybyś miał kilka centymetrów więcej a kilka kilogramów mniej. A właśnie, że nie! Chodzi o to, byś nie szukał innej, wyidealizowanej odsłony własnego ja. Sęk w tym byś pokochał siebie takiego jakim jesteś, w tej rzeczywistości, która Cię otacza, wśród ludzi, którzy stanęli na Twojej drodze.
Zapytasz po co? Odpowiedź jest prosta i banalna- jeśli pokochasz siebie, łatwiej będzie komuś pokochać Ciebie. Jak możesz spodobać się komukolwiek, kiedy sam patrzysz na siebie z niesmakiem? Zapewne oglądasz czasem telewizję. W przerwie pomiędzy jedną
a drugą sceną serialu na pewno zetknąłeś się z "ukochanymi" przez wszystkich reklamami.
I czy zauważyłeś, by w chociaż jednej z nich pokazywano wady prezentowanego produktu? Pewnie, że nie. Tylko niespełna rozumu, by to zrobił. Czyli co jesteś chyba stuknięty, wiesz? Bo zamiast reklamować siebie jak tylko się da, pokazywać zarówno zalety swojego wyglądu jak i dodatnie cechy charakteru, Ty czynisz dokładnie odwrotnie. Pora, byś wziął młotek
w dłoń, walnął się porządnie i zaczął myśleć inaczej.
zaczynaj dzień od spojrzenia w lustrze. I nieważne czy jesteś zaspany, z workami pod oczami, skacowany- powiedz sobie, że jesteś piękny i cieszysz się na kolejny dzień w tym ciele, jakie masz! Uśmiechaj się nie tylko do ludzi wokoło, ale i do siebie! Dbaj o swoje potrzeby, pamiętaj, że należy Ci się chwila wytchnienia w trakcie codziennej gonitwy. Karm siebie pozytywną energią czy to z książek, filmów czy przede wszystkim od ludzi. Żyj!
I zapomnij o swoim rozmiarze XL. Słonie też są duże. A na każdym zdjęciu widać jak choćby kilka kropli wody dostarcza im radości. Wnioski wyciągnij sam.

A tu mała niespodzianka: http://fr.slideshare.net/Noever/hiszpaskie-natchnienia Na zdrowie!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Poczu­cie hu­moru by­wa cu­dow­nym fil­trem do znie­czu­lania smut­nej rzeczywistości.

Pajac! Po raz kolejny slyszysz padające w Twoim kierunku inwektywy. Znosisz niemiłe słowa, obraźliwe określenia. Ale nie to jest najgorsze. Najbardziej frustrujący dla Twoich przeciwników jest fakt, że słuchasz tego z uśmiechem od ucha do ucha.
Bezczelność? Nic bardziej mylnego. Nie naruszasz zasad dobrego smaku, nie śmiejesz się
z ludzi, którym należy się szacunek, nie kpisz z sacrum. Ty po prostu otrzymałeś z Góry dar, którego niektórym nigdy nie będzie dane poznać. Masz cechę, dzięki której porywasz tłumy, a jednocześnie kolekcjonujesz oponentów. Tym skarbem a jednoczesnym przekleństwem jest poczucie humoru.
Nie jeden raz napytałeś sobie biedy śmiejąc się wśród osób, które tego kompletnie nie rozumiały. Znasz dokładnie czym jest poczucie wyobcowania, gdy wokoło same "dinozaury". Tak, tak właśnie ich nazywasz. Po wycieczce w Parku Jurarskim upewniłeś się, że ta etykietka pasuje do nich jak ulał. Są takimi skostniałymi istotami, pozbawionymi ludzkich odruchów. Już dawno zapomnieli co to znaczy żyć, oni egzystują- majestatyczni, nieporuszeni nikim i niczym, dokładnie jak te kolosy z ery mezozoicznej.Nie wybuchają śmiechem na dźwięk dowcipu. Ze śmiertelną powagą odbierają ironię. Obrażają się, gdy robisz sobie z nich żarty. Nie znoszą lekkości bytu, dla nich wszystko jest poważne niczym muzyka wiedeńskich klasyków.
Ty jesteś dla nich kosmitą z odległej galaktyki. Kimś niepojętym, a przez to odrzucanym.
A może nawet kimś, kogo się boją? Masz własne zdanie, dystans do samego siebie, pogodę ducha. Coś, czego oni nigdy nie doświadczą. A może coś za czym tęsknią, czego pragną,
o czym śnią po nocach? Pokazujesz im, że bycie błaznem nie musi oznaczać czegoś pejoratywnego. Że poczucie humoru ułatwia życie, pomaga przeźyć trudne chwile bez snucia ponurych wizji. Wreszcie, że uśmiech odwzajemnia uśmiech.
Początkowo jesteś jedynym Stańczykiem na tym królewskim dworze Szarej Eminecji, zwanej życiem. Lecz Twoja determinacja i pragnienie uczynienia świata bardziej kolorowym powodują coś, co wydawało się niemożliwe. Postaci w czerwonych strojach z czapeczką
z trzema rogami zakończonym dzwoneczkami jest więcej i więcej.
Tak, dzięki Tobie ludzie uznali poczucie humoru za odskocznię od szarej rzeczywistości.

środa, 14 sierpnia 2013

Nigdy nie ufaj niczemu i nikomu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg.

Ufasz. Kochasz, więc zaufanie wydaje Ci się być czymś naturalnym. Takim dwupakiem,
z którego cieszysz się podczas wizyty w supermarkecie. Owocem promocji, wynikiem wyprzedaży. Wiesz, że obniżki często są tylko chwytem marketingowym, że
w rzeczywistości są dla Ciebie ofertą niekorzystną. Mimo to, co wiosnę i co jesień dajesz się ponieść chwili. Wpadasz w wir zakupów, nabywasz bez opamiętania. A po kilku tygodniach, przeglądając swoją szafę, nie możesz uwierzyć, jak byłeś naiwny.
I dokładnie tak samo jest z zaufaniem. Nie tylko do partnera. Nie ma sensu po raz kolejny rozwodzić się na temat związków i miłości. Zbyt wielu mędrców tego świata to robi. Zastanów się raczej nad zaufaniem do innych ludzi. Często niekoniecznie Ci bliskich. Masz doła, a tu na horyzoncie pojawia się znajomy. Znacie się z widzenia, rozmawialiście kilkakrotnie, przelotnie, na ulicy. I takiej osobie decydujesz się zwierzyć. Nie zastanawiasz się czy to odpowiedni moment, a przede wszystkim czy to godna zaufania osoba. Masz ogromne pragnienie kontaktu, wyżalenia się, wyrzucenia z siebie całej żółci. I robisz to. Jest Ci lżej, nieprawdaż?
Tylko nie pomyślałeś o konsekwencjach. O tym, że nie każdy człowiek jest uczciwy. O tym, że nie wszyscy są tak lojalni jak Ty. Że nie każdy umie trzymać język za zębami. Na swoje nieszczęście, na taką właśnie jednostkę trafiasz. Nie potrafił siedzieć cicho, gdy Ty liczyłeś na dyskrecję. Twoją tajemnicę przekazał dalej i to do ludzi, których przyjaciółmi nigdy byś nie nazwał. Nieświadom powagi sytuacji czy żądny sensacji? Jakie to ma teraz znaczenie.
O czymś intymnym wie teraz każdy wokoło.
Twój dwupak będzie Ci się odbijał czkawką. Oj, chyba ta kawa nie miała zbyt długiego terminu ważności. Ale co tam, najważniejsze, że była tania, czyż nie? A jednak nie. Zbyt długo musisz po niej cierpieć. Raz na całe życie zapamiętasz, że niewarto oszczędzać. Że trzeba stawiać na jakość.
I tak samo jest z zaufaniem. Nie "oszczędzaj", nie idź na skróty. Poczekaj na spotkanie
z osobą, która zamilknie, gdy będzie trzeba. Która Twój sekret potraktuje jak własną tajemnicę. Która nie okaże się leżącą zbyt długo w magazynie kawą, z której smak już dawno wywietrzał.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Tylko jedno złudzenie...

Patrząc z boku, masz naprawdę udane życie. Spokojne, bez górek i dołków, stabilne, bez strachu o to, co przyniesie nadchodzące jutro. Niejeden Ci zazdrości, wielu ma za złe, że powodzi Ci się lepiej. Po czasie staje się to dla Ciebie normą, nie dostrzegasz jak wielkim szczęściem zostałeś obdarzony. Ot, mam gdzie mieszkać, mam z kim, mam za co. Normalne, przecież każdy to ma, czyż nie? Właśnie nie. Tylko Ty jeszcze o tym nie wiesz. Żyjesz w swej bańce mydlanej, która powoli, lecz regularnie rośnie. A wiesz, że to nie jest dobry znak. Wiesz, jednakże odpychasz tę świadomość od siebie.
Bum! Bańka pękła. I tak była dzielna, długo się trzymała. Koniec, nie dała rady. I wiesz co? Niepotrzebnie stoisz w sklepowej kolejce po "Kropelkę". Fakt, to dobry produkt. Ale Twojej iluzji nie poskleja.
Iluzji? Jak śmiesz tak mówić? To było moje życie! Przepełnia Cię gorycz. Powoli dociera do Ciebie, że Twój dotychczasowy żywot mało miał do czynienia z prawdą. Tak, oszukiwał Cię. Może nieświadomie, może dla Twojego dobra. Ale kłamał.
I tylko to teraz potrafisz dostrzec. Zapomniałeś o spokoju jaki do tej pory Ci towarzyszył.
O spełnieniu jakie otrzymałeś. O ludziach, któtrzy są wokoło. Widzisz tylko siebie. Swój ból, swoją rozpacz, swoje rozczarowanie. Nie dostrzegasz, że może nie tylko Ty cierpisz.
Że on i owszem zrujnował to co było, ale jakieś "coś" było. Nie da się zepsuć czegoś, co nie istnieje. Skoro teraz jest źle, to znaczy, że było lepiej. A skoro kiedyś było, to znów być może. Rozumiesz?!
Nie wmawiaj sobie, że wszystko stracone. Że wszystko się skończyło, zniszczyło, rozpadło. Pójdź do parku i popatrz na dzieciaki puszczające mydlane bańki. Fakt, tworzą coś ulotnego, coś co musi się zepsuć. Ale gdy jedna bańka upadnie na chodnik i się rozbije, dziecko nie zrobi następnej? Wykona jedną, drugą i wiele, wiele więcej. Przyjrzyj się tym małym istotkom. One pokażą Ci jak masz pokierować swoim życiem.
Tak. Stwórz bańkę. Jasne, nie zapomnisz o starej. Nie zniknie z Twej pamięci obraz, gdy spadała ona na ziemię i rozbiła się z hukiem. Bo nie o to tu chodzi.
Zapomnieć się nie da, wybaczyć i owszem.

sobota, 3 sierpnia 2013

Ja tyl­ko wal­czę o siebie, ja tyl­ko nie chcę umierać, ja tyl­ko pragnę pokochać.

Nie tylko Ty, Jamesie Freyu. Piszesz o prawdzie uniwersalnej, ważnej jak woda stanowiąca 78 % naszego globu. Piszesz o czymś, co powinno stać się dewizą każdego człowieka. Dlaczego więc tak się nie dzieje? Skąd bierze się paraliżujący strach przed walką o swoje spełnienie?
To nie jest takie proste. Mówisz tak i zaczynasz w to wierzyć. I wiele osób wokoło przyzna Ci rację. Chciałbyś wziąć udział w boju o szczęście, ale coś Ci nie pozwala. Coś tak bardzo Cię ogranicza, wiąże ręcę, zamyka usta, plącze nogi. A cóż to takiego? Wpływy z zewnątrz.
Nie uda Ci się, musisz tak wiele zmienić, inaczej nikt nie będzie Cię chciał. Słyszysz to od kołyski. Przesiąkasz tą trującą ideologią, nie znając innej. To dlatego łatwiej Ci w nią wierzyć, przecież nie można żyć inaczej. Trzeba być potulnym jak cielę, cichym jak mysz pod miotłą, a nie upartym jak osioł. Ty nie możesz mieć własnego zdania, wizji swej przyszłości. To oni wiedzą co jest opłacalne, przyszłościowe, rozwijające. Oni wybierają drogi, Ty nawet nie masz okazji ujrzeć rozstajów. Ślepo wykonujesz misternie stworzony plan, łudząc się, że jest on pisany specjalnie dla Ciebie. Pocieszasz się, że każdy młody człowiek przeżywa to co Ty. Chce się odezwać, ale się boi.
Aż spotykasz kogoś, kto nie lęka się walczyć o swoje marzenia. Kogoś, kto nie jest śnietą rybą płynącą z prądem. Kogoś, kto buntuje się nie dla zasady, ale dla swojego dobra, po to, by kochać. Początkowo nie potrafisz się z nim porozumieć. Dobrze się Wam gada, ale macie inne podejście do życia. Ty widzisz grzyb atomowy, on twarz klauna (http://demotywatory.pl/25606/Punkt-widzenia). Dla niego niesubordynacja jest sposobem na życia, dla Ciebie abstrakcyjnym hasłem ze słownika. I taki stan utrzymuje się długo. On poznaje smak miłości, gorycz porażki, wszechogarniające uczucie samotności. On po prostu ŻYJE. Podczas gdy Ty prześlizgujesz się przez swój żywot, coraz bardziej nienawidząc swoją sytuację.
Kłócicie się, walczycie, toczycie bój. O Twoje szczęście. On chce pomóc, Ty nie wierzysz, że może. On ma nadzieję, Ty jesteś sceptykiem. On wierzy w Twoją determinację, Ty jej nie dostrzegasz.
Wszystko zmienia jedna ciepła noc. Gdy jesteście gotowi na rozmowę. Gdy po raz pierwszy nie odrzucasz gotowej recepty, jaką daje Ci przyjaciel. Kiedy postanawiasz zawalczyć
o siebie.
I teraz wszystko się zmieni. Nie od razu, nie łudź się. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu- zawsze to jakiś progres. Wierz, że to skończy się wiktorią. Wierz, że jesteś powołany do miłości. Wierz, że przyjaciół dostajesz od Boga, by ukazali Ci tę jaśniejszą stronę Księżyca.