czwartek, 27 czerwca 2013

Lubisz mnie? On powiedział "nie". Myślisz że jestem ładna? - zapytała Znowu powiedział "nie". Zapytała więc jeszcze raz: "Jestem w twoim sercu?" powiedział "nie". Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś płakał za mną?" powiedział, że "nie". Smutne - pomyślała i odeszła. Złapał ją za rękę i powiedział: "Nie lubię cię, kocham cię. Dla mnie nie jesteś ładna, tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu, jesteś moim sercem. Nie płakałbym za tobą, tylko umarłbym z tęsknoty."

Taa jasne. W takie bajki to ja wierzyłam mając 3 latka, gdy Mamusia czytała mi na dobranoc
Taka miłość może spotkać Królewnę Śnieżkę, Kopciuszka czy bardziej współczesną nam Fionę, ale nie mnie! 

Śmiejesz się do rozpuku, jak w ogóle można umieszczać gdziekolwiek tak ckliwą i oderwaną od rzeczywistości historyjkę. I może jeszcze w nią wierzyć? Dobre sobie. W dzisiejszych czasach...

W dzisiejszych czasach. Moje ulubione stwierdzenie. Jak wielu rzeczy nie będzie dane doświadczyć współczesnym właśnie ze względu na "te czasy". Nie poznają modelu wielopokoleniowej rodziny, nie docenią piękna odręcznie napisanego listu, nie zachwycą się na widok zdjęcia w sepii, nie będą prawdziwie kochać. Czy na pewno? Czy musimy ich na to skazać? Czy nie możemy pokazać im jak wielką skarbnicą wiedzy mogą być nasi dziadkowie i jak wiele możemy od nich czerpać? Czy nie możemy wykaligrafować dla nich parę miłych słów i udowodnić im, że oczekiwanie na Pana Listonosza może być cudownym przeżyciem? Czy nie możemy im otworzyć starych albumów i pokazać, że zdjęcie może mieć duszę? Czy wreszcie nie możemy, na przekór wszystkiemu i wszystkim, ukazać piękna prawdziwej miłości, która istniała, istnieje i będzie istnieć?




poniedziałek, 17 czerwca 2013

Gdy oceniasz ludzi, nie masz czasu ich kochać.

Matka Teresa to była naprawdę życiowa kobieta. Jej słowa dobitnie pokazują zależności jakie często można zaobserwować w otaczającej Cię rzeczywistości, prawda? W świecie, gdzie bez żadnego wysiłku ludzie potrafią dostrzec, obserwować i, mniej lub bardziej prawdziwie, ocenić postępowanie innych. Przecież stojąc z boku więcej się widzi, czyż nie? Zauważa się wady, przywary, braki, niedociągnięcia, których jest tak wiele. Jacy Ci ludzie są ułomni, pełni niedociągnięć i złych stron.
Niepostrzeżenie wchodzisz w ślepą uliczkę. A oprócz tego, że prowadzi ona donikąd to jest tak pusta, że słyszysz tylko jak pośród śmietników, wypełnionych po brzegi, hula wiatr. Tak, jesteś na niej sam jak palec. Zastanawiasz się zapewne jak do tego doszło. Dlaczego na ulicy w centrum dużego miasta nie spotkasz choćby psa z kulawą nogą. Odpowiedź jest niebywale prosta. Sam jesteś tego przyczyną!
To Ty stworzyłeś tę enklawę, do której żaden śmiertelnik dotrzeć nie chce. Gdzie mur rośnie cegła po cegle, obrastany coraz gęstszym bluszczem. Gdzie pozytywne emocje wstępu nie mają. Ale jak to się stało? Jak udało Ci się je unieszkodliwić, zepchnąć na margines? Niestety, pogubiłeś się. W pewnym momencie za bardzo skupiłeś się na dostrzeganiu mankamentów zamiast dobrych stron. Ten za dużo mówi, tamten za głośno się śmieje, a tej to przydałoby się zrzucić parę kilo sadełka. I tak w mgnieniu oka stałeś się nadwornym krytykantem. Mówisz, że krytyka jest potrzebna. Racja, konstruktywna potrafi zdziałać cuda. Jednak ta w Twoim wykonaniu zakrawa na jawną obrazę! Tak bardzo Cię to pochłania, że nim się obejrzałeś, Twym ulubionym zajęciem stało się jak najbardziej bolesne wbicie komuś szpili między żebra. I to dlatego dookoła Ciebie rozciąga się pustka. Ludzie poukrywali się, by nie daj Boże się z Tobą nie zobaczyć. Bo poranne spotkanie popsułoby cały dzień, pogawędka w południe odebrałaby ochotę na obiad, a wieczorna wymiana zdań przeszkadzałaby w spokojnym śnie. Tak, może tego nie zauważasz, ale zaczynasz działać destrukcyjnie. Dlaczego?
Dzieję się tak, bo niestety zapomniałeś czym jest miłość. Uczucie, dzięki któremu dostrzegamy u ludzi ich dobre strony i mniej skupiamy się na wadach, Tobie stało się obce. Zasiałeś w sobie zatrute ziarno i minie sporo czasu nim wyplewisz te pragnące istnienia chwasty. Ale uda Ci się! Bo miłość zwycięża wszystko. Nawet starannie pielęgnowane zło. A może szczególnie je.

sobota, 8 czerwca 2013

Łat­wo ci zacho­wać twarz, gdy kil­ka na zmianę masz.

Ach, jakże pięknie jest w teatrze! Ogromna widownia z obitymi czerwoną satyną fotelami,  loże ponad ziemią,  cudowne oświetlenie, w którym każda twarz tak nieprawdopodobnie promienieje!
Ale to nie dla tych szczegółów wizualnych przychodzisz do tej świątyni sztuki. Często nawet nie przybywasz na spektakl, który ma zostać odegrany przed Twymi oczyma. Nie masz pojęcia co dzieję się wokół Ciebie, czym tak bardzo są zaaferowani siedzący wokół widzowie. Ty masz ukrytą motywację, by swój sobotni wieczór spędzić nie w którymś z popularnych w mieście klubów, lecz w wydawałoby się niemodnym dziś miejscu. Bo któż dziś chodzi do teatru? Starsi ludzie, nauczeni tej formy rozrywki i nieznający innych alternatyw lub zapaleńcy, którzy dążą do osiągnięcia prawdziwego katharsis. Nie zaliczasz się do jednych ani do drugich, dobrze o tym wiesz. A mimo to tam jesteś. Dlaczego? Uczysz się. Ale jak to? Nie w szkole, nie na uczelni, nie na kolejnym z bezsensownych kursów? A no nie. Żadne inne miejsce nie nauczy Cię grać lepiej niż teatr.
Grać... Bo tak traktujesz swoją egzystencję. Sądzisz, że takie postrzeganie rzeczywistości uchroni Cię przed nagłymi zwrotami akcji. Dlatego tak skrupulatnie piszesz scenariusz, nie zapominając o didaskaliach. Bowiem to w nich jest ukryty najważniejszy cel. Tam w najdrobniejszych szczegółach tworzysz swoje "twarze". Ta buzia jest dla rodziców, tamten uśmieszek dla przystojniaka z sąsiedniego bloku, ta minka grzecznego dziecka dla nauczycieli. Tasujesz nimi jak najznakomitszy krupier w jednym z kasyn w Las Vegas. Masz je dopracowane niemal do perfekcji, by żadna sytuacja nie była w stanie Cię zaskoczyć. Trwasz w takiej beztrosce długie lata, wierząc, że tak będzie wiecznie.
Aż w Twym wydawałoby się idealnym planie pojawia się przeszkoda. Poznajesz człowieka i od początku obdarzasz go dużym zaufaniem i sympatią. Masz przeczucie, że  może stać się naprawdę ważną osobą w Twoim życiu. Dzień po dniu oswajasz się z nim, przyzwyczajasz, poznajesz coraz głębsze zakamarki jego duszy. Czujesz, że znasz go tak dobrze, że mógłbyś pokusić się choćby o stworzenie jego biografii i to z naprawdę pikantnymi szczegółami.
Jednego deszczowego jesiennego poranka siedzisz jak zawsze przy kuchennym stole z rogalikiem w ręku, popijając kawę i czytając najświeższe wiadomości. Na pierwszej stronie widzisz zdjęcie swojego przyjaciela. Jednak... jest on podpisany innym imieniem i nazwiskiem. Dzwonisz do niego, by jakoś Ci to wytłumaczył, ale ochotę na rozmowę ma tylko jego automatyczna sekretarka. Przeprowadzasz prywatne śledztwo, które wyjawia szokującą prawdę. Człowiek, któremu tak ufałeś przez cały czas udawał kogoś innego. Jak on mógł mi to zrobić? Jak śmiał?
Próbujesz żyć dalej, choć nie umiesz się otrząsnąć po tym co Cię spotkało. W jeszcze większy szok wprawia Cię notatka, którą znajdujesz pewnego dnia na progu swojego domu: Wiesz dlaczego tak wszystko świetnie Ci się układa? Bo łatwo Ci zachować twarz, gdy kilka na zmianę masz. Teraz wiesz jak to być po tej drugiej stronie...
Nie po stronie kłamcy, a oszukiwanego. Nie po stronie zwycięzcy, a przegranego. Nie jako ciemiężyciel, ale ofiara.