piątek, 26 grudnia 2014

Biedny, kto gwiazd nie widzi bez uderzenia w zęby.

Biegasz, pędzisz, gonisz. Coraz szybciej i szybciej. W sumie to już nie wiesz po co
i dokąd. Po prostu, przed siebie. Przecież taki jest świat, tak dzisiaj żyją ludzie. Chcesz być inny? Będą wytykać Cię palcami. A chyba nikt tego nie pragnie. Dlatego, chcąc nie chcąc, trwasz w tym pościgu za Bóg wie czym.
Po pewnym czasie się przyzwyczajasz. Już nie przeszkadza Ci niedosypianie. Nauczyłeś się jeść w pośpiechu, a przyjaciół zbywasz wiecznym: "kiedyś się spotkamy". Po pewnym czasie przestają dzwonić, bo i po co. Nikt nie lubi być olewanym. Nawet najbliżsi.
Zanim się obejrzałeś, zostałeś praktycznie sam. Odzywają się już tylko Ci, którzy muszą albo są niezwykle zdeterminowani.Ciągle mają nadzieję, że coś się w końcu zmieni. Że pewnego pięknego dnia przejrzysz na oczy i dostrzeżesz, że biegnie się do określonego punktu, a nie dla samego odrywania stóp od ziemi.
Musisz dostać porządne lanie, by wreszcie to zrozumieć. Niespodziewanie, budzisz się
w środku nocy i nie jesteś w stanie ponownie zasnąć. Masz dość leżenia i gapienia się
w sufit. Postanawiasz wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza. Jest mroźno, ale orzeźwiająco. Pierwszy raz od wieków nigdzie się nie spieszysz. Zaczynasz włóczyć się bez celu, byle tylko się zmęczyć i później przespać choć parę chwil.
I nagle przypominasz sobie jak w dzieciństwie nieskutecznie uczono Cię odszukiwania Wielkiego Wozu. Podnosisz głowę i patrzysz. Wręcz gapisz się na te maleńkie kropki, rozsiane na całym niebie. I nie możesz się im nadziwić.
Ile było takich nocy, kiedy wracałeś zmęczony do domu i nawet nie pomyślałeś, by podnieść wzrok? A ile było takich dni, gdy nie dostrzegłeś, że nieznajomy na ulicy obdarował Cię pięknym uśmiechem? Czasem wystarczy niewiele.