W sumie to chyba już trochę do tego przywykłeś. Że zawsze kogoś lub czegoś się bałeś.
Że tak naprawdę nigdy nie byłeś w tej komfortowej sytuacji braku jakiegokolwiek zagrożenia. Na pewno takiego stanu nie da się polubić, ale uczynić znośnym, chyba tak.
Skoro strach tak często Ci towarzyszy, przyjmujesz wobec niego jakieś postawy. Jedną z nich jest bezwarunkowa akceptacja. Stwierdzasz, że nic nie da się zrobić, że sytuacja jest beznadziejna i żadne działanie nie zmniejszy obawy ogarniającej Twoje serce. Dlatego, niejednokrotnie, tak wiele Cię omija. Nie dlatego, że jest to nieosiągalne, ale przez to, że Ty i Twój strach czynicie to niemożliwym do spełnienia.
Jednak czasem zachowujesz się jeszcze inaczej. W głowie zapala Ci się lampka, że coś jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Że będzie wiele kosztowało, ale może przynieść niewspółmierne zyski. Zaczynasz intensywnie myśleć, aż sen spędza Ci z powiek.
Aż wreszcie podejmujesz decyzję. Jeśli ucieczkę można nazwać decyzją.
Postanawiasz uciekać, tłumacząc sobie, że tak bardzo się boisz. Tego, co może się wydarzyć, ewentualnych rozczarowań i bólu. A przecież, jeśli odsuniesz od siebie trudność, to ona zniknie, czyż nie? W końcu tak szybko biegasz, nie dasz się dogonić. Jeśli bardzo się postarasz, to wielka obawa niedługo zostanie daleko w tyle.
Ale nie przewidziałeś jednego: Twój strach może być od Ciebie szybszy. Wydawało się to niemożliwe, a jednak. Im bardziej chciałeś się od niego oddalić, tym szybciej biegłeś na jego spotkanie. Każdy krok niepostrzeżenie przybliżał Cię do konfrontacji. A kiedy wreszcie doszło do spotkania, okazało się, że nie należało się bać.
Bo miłość usuwa lęk.